Zamknij reklame

Głośniki bezprzewodowe cieszą się coraz większą popularnością. Być może nie dlatego, że koniecznie musielibyśmy chodzić z nimi po ogrodzie, swoimi rozmiarami, a jednocześnie niewielkimi gabarytami, w wielu przypadkach mogą solidnie zastąpić mikrosystemy w pomieszczeniach. Bez wątpienia dotyczy to linii głośników B&O PLAY legendarnej duńskiej marki Bang & Olufsen.

Od kilkudziesięciu lat produkty noszące magiczny znak B&O należą do tych, które reprezentują połączenie wysokiej jakości reprodukcji dźwięku z ponadczasowym i stylowym designem. Jednocześnie kojarzą się (w sumie całkiem logicznie) z wyznacznikiem luksusu, a ze względu na swoją niebagatelną cenę stają się praktycznie nieosiągalne dla przeciętnego słuchacza.

W Danii jednak jakiś czas temu postanowiono to zmienić i zaprojektowano nowe modele nie tylko do słuchawek, ale także do głośników bezprzewodowych, które nie musiałyby łamać naszych kart płatniczych na pół ze względu na opłatę za urodę/jakość. Wśród nich jest A1. Najmniejszy głośnik Bluetooth i zarazem najtańszy. Jeśli dasz mu na chwilę szansę, przekonasz się, że „ulga” w B&O była faktycznie o taką kwotę. Jakość wykonania i reprodukcji zapewne zapiera dech w piersiach.

Z pewnością niesprawiedliwe byłoby stwierdzenie, że wypróbowałem cały zestaw konkurencyjnych produktów i dlatego mogłem bez wyrzutów sumienia porównywać A1 z innymi markami. Testowałem tylko niektóre z nich (JBL Xtreme, Bose SoundLink Mini Bluetooth Speaker II), które ceną mogłyby nawet konkurować z A1. I w każdym razie, jeśli chodzi o jakość reprodukcji, nie będę twierdził, że Bang & Olufsen jednoznacznie wygrywa. Pomijając papierową specyfikację, pozostaje mi jedynie subiektywne wrażenie, które – w przeciwieństwie do mojego porównania słuchawek Bang & Olufsen H8 z konkurencją – nie przemawia tak jednomyślnie za A1. W związku z tym wydawało mi się, że najlepiej gra mi A1, choć nie potrafię jednoznacznie argumentować takiego twierdzenia.

Pójdę więc sprawdzić gdzie indziej…

Pierwsze wrażenie z A1 było niesamowite. Poważnie. Kiedy go podłączyłem i dałem szansę pobawić się w gabinecie, usiadłem (z entuzjazmem) i obserwowałem. Niemal mam ochotę powiedzieć, że Bang & Olufsen jakimś cudem udało się tutaj oszukać prawa fizyki. Przecież szary „dysk” o średnicy 13,3 cm wylał na mnie taką dawkę energii! Próbowałem przenieść głośnik do pomieszczeń o różnej wielkości i niezawodnie pokryje nawet dużą klasę, jego głośność jest ogromna. I to bez poczucia, że ​​A1 w jakiś sposób „grzechotała” lub nadmiernie huczała. Po prostu czysta magia.

Dopiero wtedy zacząłem bardziej skupiać się na samym sposobie reprodukcji. To, co podoba mi się w B&O, to to, że nie przesadza z basem tak bardzo, jak u konkurencji, mimo że na podstawowym ustawieniu słychać wyraźnie bardziej „dostrojony” dźwięk niż system Harman Kardon czy słuchawki Bowers & Wilkins. Przykładowo, słuchając słowa mówionego, głębia wydawała mi się niepotrzebnie zauważalna. Jeśli jednak zainstalujesz na swoim telefonie oryginalną aplikację, możesz dostosować dźwięk do swoich upodobań, przeciągając kółko na wyświetlaczu. Dostępnych jest kilka wstępnie ustawionych konfiguracji, w tym jedna odpowiednia do słuchania podcastów lub audiobooków.

Dźwięk i jego intensywność wpadły mi w oko, ucho... Po prostu się zakochałam. Byłem jednak, co zrozumiałe, ciekawy, jak dobrze będę w stanie używać jednego głośnika do komunikacji z wieloma urządzeniami. Na przykład mam z żoną komputer w biurze, potem zabieram go do salonu, gram na iPhonie, czasem na iPadzie. Pod tym względem wspomniany już zestaw Harmana Kardona sprawił mi więcej zmarszczek na twarzy niż przyjemności słuchania. Jeśli podłączałem zestaw przez Bluetooth do mojego Macbooka i wtedy żona chciała odtworzyć coś z iMaca, musiałem podejść do laptopa i ręcznie odłączyć głośniki, aby „złapały” się z iMakiem.

A1 działa (dzięki Bogu) inaczej. Głośnik widzi wszystkie urządzenia w domu i nawet jeśli odtwarzam coś z Macbooka, jestem w stanie zmusić A1 do rozpoczęcia odtwarzania kolejnego utworu z telefonu. Jednak nie będę całkowicie ślepo chwalić. Podczas kilkutygodniowych testów zauważyłem, że czasami podczas odtwarzania następuje małe „przecięcie” – i dopiero ręczne odłączenie oryginalnego źródła to naprawia. Co ciekawe jednak nie zawsze tak jest. Tak czy inaczej zasięg jest wystarczająco duży, kilka metrów.

Swoją drogą, gdy wspomniano o aplikacji, Bang & Olufsen zaktualizuje nie tylko ją, ale także oprogramowanie samego głośnika, całkiem możliwe, że rozwiąże wspomnianą dolegliwość. A aplikacja otwiera drzwi do jeszcze większych możliwości – kupując kolejny głośnik, możesz je podłączyć i mieć jako zestaw stereo.

Kiedy więc odkryłem, że głośnik gra świetnie i łączy się mniej więcej bez problemów, zacząłem dostrzegać kunszt wykonania. Nie żartuję. To właściwie było na samym początku. Przypomina to unboxing nowych produktów Apple. Ładne pudełko, przyzwoity design i opakowanie, zapach. Choć A1 nie jest specjalnie duży, to w rzeczywistości jest dość mały, ale za to waży 600 gramów, co może zaskakiwać przy pierwszym kontakcie. (I dlatego byłbym ostrożny, gdy wieszam go za skórzany pasek.)

Oczywiście na wagę ma wpływ obecność aluminiowej części i odpowiednio mocna konstrukcja „dna”, pokrytego polimerem, gumą, która jest przyjemna w dotyku, ale jednocześnie zapewnia, że ​​głośnik się nie ślizga - i możesz nawet umieścić go na zewnątrz, na bardziej szorstkiej powierzchni. Nie testowałem zbyt wiele, ale uważam, że wytrzyma każdy upadek i zarysowanie. Jednak (mówią) nie zaprzyjaźniają się z wodą. Więc uważaj. W aluminium znajduje się wiele „dziur”, przez które dźwięk przedostaje się po powierzchni.

Jeszcze tego nie mówiłem, ale A1 jest po prostu piękna. We wszystkich wersjach kolorystycznych. Właściwie nigdy nie widziałem tak fajnego głośnika w danej kategorii. Dlatego też mam wrażenie, że po prostu gra lepiej niż inne... (wiem, jestem „estetą” i dawanie się tak ponieść pozorom może nie być praktyczne).

Jeszcze kilka słów, aby wrócić do argumentów w recenzji. Bang & Olufsen wyposażył swojego A1 w akumulator o pojemności 2 mAh, który na jednym ładowaniu (około dwóch i pół godziny) wytrzyma cały dzień bez przerwy. W porównaniu wygrywa A200. Pasmo przenoszenia ma dla mnie wystarczającą dyspersję od 1 Hz do 60 24 Hz, ładowanie odbywa się za pomocą USB-C, a gustownie zaprojektowane pasmo zawiera także gniazdo na jack 000 mm. Gdy przez chwilę nic nie gra, sam się wyłącza, a gdy uruchomisz specjalnym przyciskiem (jak wszystkie inne, jest ukryty za gumką), łączy się z ostatnio sparowanym urządzeniem i kontynuuje odtwarzanie tam, gdzie skończyło wyłączony.

Wspomniałem wcześniej, że te przenośne głośniki mogą być w pewnym sensie alternatywą dla mniejszych systemów głośnikowych. Wiem, że chodzę już po polu minowym i nie chcę dotykać audiofilów, ale na zakończenie powiem, że A1 udowadnia, jak wszechstronne może być jego zastosowanie. Mam go w domu, w biurze, gdzie pierwotnie zamierzałem kupić zestaw głośnikowy. Do takiego odsłuchu w zupełności wystarczy A1. (A na imprezie, jeśli się zastanawiasz, jest zrobiony.) Oczywiście, jeśli masz zamiar odtwarzać płyty winylowe, nie możesz odróżnić A1 od swojej kategorii, ale nadal trudno jest patrzeć w przeszłość. Bang & Olufsen stworzył coś bardzo gustownego i energetycznego, co w swojej cenie (nieco poniżej siedmiu tysięcy) zwróci na siebie uwagę w każdym domu.

Możliwość przetestowania i zakupu głośników A1 w sklepie BeoSTORE.

.