Zamknij reklame

Świat od dawna domaga się nowej generacji technologii ładowania bezprzewodowego. Mówi się o tym w przypadku krótkich i długich dystansów od 2017 roku, kiedy Apple wprowadziło na rynek swoją nieudaną ładowarkę AirPower. Ale teraz pogłoski, że Apple może wymyślić takie rozwiązanie, są coraz silniejsze. Jego formę prezentowały już takie firmy jak Xiaomi, Motorola czy Oppo. 

Pierwotne plotki głosiły nawet, że podobnej koncepcji ładowania możemy spodziewać się rok później, czyli w 2018 roku. Jednak jak widać technologia nie jest całkowicie prosta i jej idealne wdrożenie do rzeczywistej pracy wymaga czasu. W praktyce można powiedzieć, że nie chodzi o to, czy, ale kiedy firma faktycznie zaprezentuje podobne rozwiązanie w praktyce.

Jak to działa 

Po prostu weź projekt anulowanego AirPower. Jeśli umieścisz go np. pod biurkiem, będzie działać w ten sposób, że gdy tylko postawisz na nim urządzenie, najlepiej iPhone, iPad czy AirPods, zacznie ono ładować się bezprzewodowo. Nie ma znaczenia, gdzie położysz je na stole, czy masz urządzenie w kieszeni lub plecaku, w przypadku Apple Watcha na nadgarstku. Ładowarka będzie miała określony zasięg, w ramach którego będzie mogła działać. Przy standardzie Qi jest to 4 cm, moglibyśmy tu mówić o metrze.

Wyższą formą tego byłoby już bezprzewodowe ładowanie na duże odległości. Urządzenia, które by to umożliwiały, znalazłyby się wówczas nie tylko na stole, ale np. bezpośrednio w ścianach pomieszczenia lub przynajmniej przymocowane do ściany. Gdy tylko wejdziesz do pomieszczenia z takim ładowaniem, ładowanie rozpocznie się automatycznie dla obsługiwanych urządzeń. Bez żadnego wkładu z Twojej strony.

Zalety i wady 

Można tu przede wszystkim mówić o telefonach, choć w ich przypadku i przy ich nadmiernym zużyciu energii nie można od razu twierdzić, że ich bateria zostałaby jakoś szybko podbita. Trzeba wziąć pod uwagę, że występują tu duże straty energii, które rosną wraz ze wzrostem odległości. Drugim istotnym czynnikiem jest wpływ tej technologii na organizm człowieka, który będzie narażony na działanie pola siłowego o różnym natężeniu przez dłuższy czas. Wdrożeniu technologii z pewnością musiałoby towarzyszyć również badania w dziedzinie zdrowia.

Oprócz oczywistej wygody w przypadku ładowania urządzenia, z samym ładowaniem wiąże się jeszcze inna sprawa. Weź HomePoda, który nie ma zintegrowanego akumulatora, a dla jego funkcjonalności konieczne jest zasilanie go z sieci za pomocą kabla USB-C. Gdyby jednak zawierał choćby małą baterię, w pomieszczeniu objętym bezprzewodowym ładowaniem dalekiego zasięgu, można by go mieć w dowolnym miejscu, bez konieczności krępowania się długością kabla, a urządzenie nadal będzie zasilane. Oczywiście model ten można zastosować do dowolnych urządzeń elektronicznych inteligentnego domu. Praktycznie nie musisz się martwić o ich zasilanie i ładowanie, a możesz go postawić naprawdę wszędzie.

Pierwsza realizacja 

Już na początku 2021 roku firma Xiaomi zaprezentowała swoją koncepcję bazującą na tej kwestii. Nazwała go Mi Air Charge. Był to jednak dopiero prototyp, więc wdrożenie w „trudnym ruchu” w tym przypadku nadal nie jest znane. Choć samo urządzenie bardziej przypomina oczyszczacz powietrza niż bezprzewodową podkładkę ładującą, jest to nowość. Moc 5 W nie musi olśniewać dwa razy, chociaż biorąc pod uwagę technologię, może to nie stanowić żadnego problemu, bo np. w domu czy biurze wylicza się, że w takim pomieszczeniu spędzisz więcej czasu przestrzeni, dzięki czemu może prawidłowo naładować Cię nawet przy tej prędkości ładowania.

Jedynym problemem na razie jest to, że do tego ładowania trzeba dostosować samo urządzenie, które musi być wyposażone w system specjalnych anten przenoszących fale milimetrowe z ładowarki do obwodu prostownika urządzenia. Xiaomi nie wspomniało jednak o żadnej dacie premiery, więc nawet nie wiadomo, czy pozostanie przy tym prototypie. Na razie widać, że wyjątek od wymiarów będzie dotyczył także ceny. Przede wszystkim w pierwszej kolejności muszą dotrzeć urządzenia umożliwiające takie ładowanie.

I właśnie w tym miejscu Apple ma przewagę. W ten sposób może łatwo wprowadzić swój sposób ładowania, z tym, że jest on zaimplementowany również w swojej ofercie urządzeń, które również można odpowiednio debugować programowo. Jednak wraz z prezentacją koncepcji wyprzedziło ją nie tylko Xiaomi, ale także Motorola czy Oppo. W przypadku tego ostatniego jest to technologia Air Charge, która powinna już wytrzymać ładowanie z mocą 7,5 W. Nawet według filmu wydaje się, że chodzi bardziej o ładowanie na krótkim dystansie niż na długim. 

Zdecydowana zmiana zasad gry 

Mamy więc koncepcje, wiemy też, jak technologia powinna działać. Teraz wszystko zależy od tego, kto tak naprawdę będzie pierwszym producentem, który wymyśli coś podobnego i wdroży tę technologię w praktyce. Pewne jest, że ktokolwiek to będzie, będzie miał ogromną przewagę na stale rozwijającym się rynku urządzeń elektronicznych, czy to smartfonów, tabletów, słuchawek TWS i innych urządzeń do noszenia, takich jak smartwatche itp. Chociaż krążą plotki, że moglibyśmy poczekać do przyszłego roku będą to nadal tylko plotki, którym nie można nadać 100% wagi. Ale ci, którzy poczekają, zobaczą prawdziwą rewolucję w ładowaniu. 

.