Zamknij reklame

W ostatnich latach dużo mówi się o różnych formach szpiegowania użytkowników. Oczywiście w tle działają giganci przetwarzający ogromne ilości danych użytkowników. Mówią o Google, Facebooku, Microsoft, Amazonie i oczywiście Apple. Ale wszyscy mamy dowody na odmienne podejście Apple do naszych urządzeń. A prawda jest taka, że ​​niezbyt nam się to podoba.

Naturą ludzką jest nie ufać nikomu, ale jednocześnie w ogóle nie przejmować się tym, jakie informacje o sobie przekazujemy komukolwiek. Na tym opierają się wymuszane regulacje typu RODO i inne. Ale na tym budowane są także duże firmy i ich biznesy. Niezależnie od tego, czy weźmiemy Microsoft, Google, Apple, Amazon, Yahoo, czy nawet Baidu, ich biznes w ten czy inny sposób kręci się wokół wiedzy o nas samych. Czasem jest to reklama, czasem analiza, czasem po prostu odsprzedaż anonimowej wiedzy, czasem rozwój produktu. Ale dane i wiedza zawsze są.

Apple kontra reszta świata

Duże firmy, niezależnie od tego, czy zajmują się technologią, czy oprogramowaniem, spotykają się z krytyką za gromadzenie i wykorzystywanie danych użytkowników – a może nawet za „podsłuchiwanie użytkowników”, jak nazywają to politycy i urzędnicy. Dlatego ważne jest, aby w tym nieco histerycznym czasie porozmawiać o tym, jak się do tego podchodzi. I tutaj użytkownicy Apple'a mają nieco więcej miejsca na relaks, choć za relatywnie wysoką jak na razie cenę.

Oprócz zbierania ogromu danych od rejestracji po zawartość wszystkich dokumentów w chmurze, co w szczególności organy regulacyjne machają przed użytkownikami jako czerwoną flagę, dużo mówi się także o tym, jak bardzo Twoje urządzenie „szpieguje” " na Ciebie. O ile w przypadku Windowsa wiemy dość jasno, że dane przechowywane w plikach jedynie na dysku lokalnym notebooka nie dotrą do Microsoftu, o tyle Google jest już dalej w chmurze, więc tutaj nie mamy takiej pewności, głównie ze względu na same aplikacje Google. A jak sobie radzi Apple? Straszny. Z jednej strony jest to wiadomość satysfakcjonująca dla paranoika, z drugiej strony pociąg wywiadowczy coraz częściej się wykoleja.

Czy Google Cię słucha? Nie wiesz, nikt nie wie. Jest to możliwe, choć dość mało prawdopodobne. Jasne – istnieje wiele mrocznych technik bezpośredniego podsłuchiwania użytkowników korzystających z mikrofonu w telefonie komórkowym, ale jak dotąd wykorzystanie mobilnej transmisji danych nie wskazuje, że jest to praktykowane masowo. Mimo to dajemy Google'owi wielokrotnie więcej danych niż Apple'owi. Poczta, kalendarze, wyszukiwania, przeglądanie Internetu, wizyty na dowolnym serwerze, treść komunikacji - to wszystko i tak jest dostępne dla Google. Apple robi to inaczej. Kalifornijski gigant stwierdził, że po prostu nigdy nie byłby w stanie uzyskać tak dużej ilości danych od użytkowników, dlatego stara się wprowadzić inteligencję do samego urządzenia.

Aby było to trochę bardziej zrozumiałe, posłużmy się modelowym przykładem: aby Google mógł w 100% zrozumieć Twój głos i Twoją ekspresję wokalną, musi często słuchać i przesyłać dane głosowe na swoje serwery, gdzie zostaną poddane właściwej analizy, a następnie połączone z analizami milionów innych użytkowników. Ale do tego konieczne jest, aby ogromna ilość stosunkowo wrażliwych danych opuściła Twoje urządzenie i była przechowywana przede wszystkim w chmurze, aby Google mógł z nimi pracować. Firma przyznaje to całkiem otwarcie, gdy bez problemu potwierdza, że ​​przetwarza także dane z kopii zapasowych urządzeń z Androidem.

Jak Apple to robi? Na razie trochę podobnie, gdzie zbiera dane głosowe i wysyła je do chmury, gdzie je analizuje (dlatego Siri nie działa bez połączenia z Internetem). Jednak sytuacja ta stopniowo się zmienia wraz z pojawieniem się serii iPhone 10. Apple pozostawia coraz więcej inteligencji i analiz urządzeniom. Wiąże się to ze stosunkowo dużymi kosztami w postaci szybkich i inteligentnych procesorów oraz większej optymalizacji możliwości systemu iOS, ale korzyści wyraźnie je przewyższają. Dzięki takiemu podejściu dane nawet najbardziej paranoika zostaną poddane analizie, bo stanie się to tylko na ich urządzeniach końcowych. Co więcej, taka analiza może być znacznie bardziej spersonalizowana po dłuższym czasie.

Bezpośrednia personalizacja

I to jest dokładnie to, co Apple powiedział w swoim ostatnim przemówieniu. O tym właśnie była mowa na wstępie, że „Apple jest najbardziej spersonalizowany”. Nie chodzi tu o zunifikowane telefony komórkowe, które w ramach personalizacji otrzymały trzy nowe warianty kolorystyczne. Nie chodzi tu nawet o znacznie większe naciskanie na osobiste zdjęcie z konta iCloud w różnych usługach, ani nawet o dostosowywanie skrótów Siri, co zresztą trzeba zrobić samemu w ustawieniach. Chodzi o bezpośrednią personalizację. Apple wyraźnie daje do zrozumienia, że ​​Twoje urządzenie – tak, „twoje” urządzenie – jest coraz bliżej Ciebie i coraz bardziej naprawdę Twoje. Obsługiwane będą przez nowe procesory z dedykowaną wydajnością dla „MLD – Machine Learning on Device” (czym Apple od razu pochwalił się przy nowych iPhone’ach), przeprojektowaną część analityczną, na której Siri oferuje swoje spersonalizowane sugestie, które będą widoczne w iOS 12, a także po prostu nowe funkcje samego systemu do samodzielnego uczenia się każdego urządzenia. Aby być całkowicie uczciwym, będzie to bardziej „nauka na konto” niż na urządzenie, ale to szczegół. Rezultatem będzie dokładnie to, na czym powinno polegać urządzenie mobilne – duża personalizacja bez niepotrzebnego szpiegowania w sensie analizowania absolutnie wszystkiego, co Twoje w chmurze.

Wszyscy wciąż – i słusznie – narzekamy, jak głupia jest Siri i jak daleko posunięta jest personalizacja pracy na konkurencyjnych platformach. Apple podeszło do tego naprawdę poważnie i moim zdaniem poszło dość ciekawą i oryginalną drogą. Zamiast próbować dogonić Google czy Microsoft w zakresie inteligencji w chmurze, woli polegać na zwiększaniu możliwości swojej sztucznej inteligencji nie w stosunku do całego stada, ale nad każdą pojedynczą owcą. Teraz, gdy czytam to ostatnie zdanie, nazywanie użytkowników owcami – cóż, nic… Krótko mówiąc, Apple będzie dążyć do prawdziwej „personalizacji”, podczas gdy inni chętniej pójdą drogą „useryzacji”. Twoja latarka prawdopodobnie nie będzie z tego powodu zadowolona, ​​ale będziesz mógł mieć więcej spokoju ducha. A przecież o to właśnie dbają wymagający aplikanci, prawda?

Oczywiście nawet tego podejścia Apple wciąż się uczy, ale wydaje się, że w tym przypadku się sprawdza, a przede wszystkim jest świetną strategią marketingową, co ponownie wyróżnia go na tle innych, którzy nie porzucą tylko swojej czystej inteligencji chmurowej.

seria iPhone'a 6
.