Zamknij reklame

Dynamicznie zmieniający się rynek dał się we znaki także elektronice użytkowej – pogrzebaliśmy netbooki, walkmany, palmtopy też upadają, a PDA są już tylko odległym wspomnieniem. Być może minie jeszcze kilka lat i spadnie także inna kategoria produktów – odtwarzacze muzyczne. Nie ma jeszcze konkretnych przesłanek, ale prędzej czy później możemy spodziewać się końca iPodów, produktu, który pomógł Apple dać drugie życie.

Apple nadal jest liderem w dziedzinie odtwarzaczy muzycznych, iPody nadal mają udział w rynku na poziomie około 70%. Ale ten rynek się kurczy i Apple też to odczuwa. Z roku na rok sprzedaje coraz mniej iPodów – w ostatnim kwartale sprzedano prawie 3,5 miliona urządzeń, co oznacza spadek o 35% w porównaniu z rokiem ubiegłym. I ten trend zapewne będzie się utrzymywał i prędzej czy później ten segment rynku elektroniki przestanie być dla Apple’a interesujący. Przecież w ostatnim kwartale iPody stanowiły zaledwie dwa procent całkowitej sprzedaży.

Mimo to Apple oferuje duży wybór odtwarzaczy, w sumie cztery modele. Jednak dwa z nich od dłuższego czasu nie otrzymały żadnych aktualizacji. Ostatni iPod Classic został wprowadzony na rynek w 2009 roku, a iPod shuffle rok później. W końcu mam oba modele przewidział koniec dwa lata temu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, Classic może z łatwością zastąpić bardziej pojemnego iPoda touch, a przetasować mniejszego nano, jeśli Apple powróci do podobnej konstrukcji z 6. generacji. Pozostałe dwa modele też nie są najlepsze. Apple odnawia je regularnie, ale tylko raz na dwa lata.

Oczywiste jest, że odtwarzacze muzyczne wypierają telefony komórkowe, a urządzenia jednorazowego użytku mają ograniczone zastosowanie, na przykład dla sportowców, ale coraz częściej można spotkać na przykład biegaczy z iPhonem przypiętym do ramienia za pomocą opaski. Sam posiadam iPoda nano 6. generacji, na co nie pozwalam, ale używam go również wyłącznie do uprawiania sportu, czy w ogóle do zajęć, w których telefon komórkowy jest dla mnie obciążeniem. Ja i tak nie kupiłbym nowego modelu.

Problemem odtwarzaczy muzycznych jest jednak nie tylko mobilna kanibalizacja, ale także sposób, w jaki dzisiaj słuchamy muzyki. Dziesięć lat temu doświadczyliśmy transformacji do formy cyfrowej. Skończyły się kasety i „płyty CD”, w muzyce dominowały pliki MP3 i AAC zapisane w pamięci odtwarzacza. Dziś przeżywamy kolejny krok ewolucyjny – zamiast posiadać i nagrywać muzykę na odtwarzaczach, strumieniujemy ją z Internetu za zryczałtowaną opłatą, ale mamy dostęp do znacznie większej biblioteki. Rosną usługi takie jak Rdio czy Spotify, pojawia się też iTunes Radio czy Google Play Music. Nawet Apple, które zrewolucjonizowało dystrybucję muzyki, zrozumiało, dokąd zmierza przemysł muzyczny. Jaki byłby pożytek z odtwarzaczy muzycznych w dzisiejszych czasach, gdy w środku przechowywana jest muzyka, którą należy synchronizować przy każdej zmianie? Dziś w epoce chmury?

Co zatem zrobi Apple z coraz mniej popularnym produktem, mimo że wciąż dominuje na rynku graczy? Nie ma tu zbyt wielu opcji. Przede wszystkim prawdopodobnie będzie to wspomniana redukcja. Apple prawdopodobnie nie pozbędzie się tak po prostu iPoda touch, bo to nie tylko odtwarzacz, ale pełnoprawne urządzenie z systemem iOS, a także koń trojański Apple'a na rynek przenośny. Dzięki nowym kontrolerom gier dla systemu iOS 7 dotyk nabiera jeszcze większego sensu.

Drugą opcją jest przekształcenie gracza w coś nowego. Co powinno być? Długo spekulowany smartwatch jest idealnym kandydatem. Przede wszystkim iPod 6. generacji pełnił już funkcję zegarka i został do tego przystosowany dzięki pełnoekranowym tarczom. Aby smartwatch odniósł sukces, powinien móc zrobić wszystko sam, a nie być w XNUMX% zależnym od połączenia iPhone'a. Zintegrowany odtwarzacz muzyki może być jedną z takich samodzielnych funkcji.

Byłoby to nadal świetne rozwiązanie dla sportowców, którzy po prostu podłączają słuchawki do zegarka i słuchają muzyki podczas ćwiczeń. Apple musiałby tak rozwiązać podłączenie słuchawek, żeby zegarek ze złączem był wodoodporny (przynajmniej na deszczu) i żeby jack 3,5 mm nie zwiększał zbytnio gabarytów, ale nie jest to problem nie do pokonania. Od razu iWatch zyskałby funkcję, jaką nie może pochwalić się żaden inny smartwatch. W połączeniu np. z krokomierzem i innymi czujnikami biometrycznymi zegarek mógłby z łatwością stać się hitem.

W końcu co podkreślił Steve Jobs, wprowadzając iPhone'a? Połączenie trzech urządzeń – telefonu, odtwarzacza muzyki i urządzenia internetowego – w jednym. Tutaj Apple mógłby połączyć iPoda, tracker sportowy i dodać unikalną interakcję z ewentualnie podłączonym telefonem.

Choć rozwiązanie to nie odwróciłoby nieuniknionego losu iPodów, nie zniknęłoby możliwości, do jakich ludzie nadal z niego korzystają. Przyszłość iPodów jest przesądzona, ale ich dziedzictwo może przetrwać, niezależnie od tego, czy będzie to iPhone, samotny iPod touch czy smartwatch.

.