Zamknij reklame

Prezentacja nowych produktów i usług Apple zawsze różniła się od prezentacji innych firm. Jego wydarzenia zyskały status kultowych, gdzie oczekiwano ich tak samo, jak prezentowanych na nich wiadomości. Jest jednak bardzo prawdopodobne, że w przyszłości nie usłyszymy już wiwatów i aplauzu publiczności. 

Winą za to jest oczywiście ogólnoświatowa pandemia koronaawirusa, z którą Apple, przynajmniej jeśli chodzi o swoje wydarzenie, poradził sobie najlepiej, jak tylko mógł. Nie miał przecież zbyt wielu opcji, więc zdecydował się na wydarzenie offline, które choć miało ustaloną datę i godzinę swojej „premiery”, tak naprawdę było precyzyjnie nagranym wcześniej filmem, który był transmitowany wyłącznie online. 

Po raz pierwszy miało to miejsce 22 czerwca 2020 r., czyli w momencie globalnego rozprzestrzeniania się choroby COVID-19. Od tamtej pory nie widzieliśmy wydarzenia na żywo w takiej postaci, w jakiej znaliśmy je wcześniej, i niestety trzeba też dodać, że prawdopodobnie już go więcej nie zobaczymy. W miarę jak pandemia ustąpi, choć nadal będzie z nami, z pewnością bardziej opłaca się Apple organizować swoje wydarzenia w sposób hybrydowy, jak np. WWDC22.

Dopracowany spektakl 

Występy, podczas których wyświetlane były proste prezentacje i wszystko zależało od prelegentów, z czasem przekształciły się w naprawdę dopracowane „pokazy”, podczas których poszczególni prelegenci uzupełniani byli wcześniej nagranymi filmami prezentującymi wygląd i umiejętności nowych produktów. Zsynchronizowanie wszystkiego z pewnością było bułką z masłem, niezależnie od nacisku wywieranego na poszczególne głośniki, które często nie unikały błędów. Czy zatem nie wygodniej jest filmować poszczególne wyjścia w miły, spokojny sposób z wyprzedzeniem, przeplatając je efektownymi przejściami i wspomnianymi właśnie filmami? Tak to jest.

Pod wieloma względami problemy organizacyjne, rozwiązania przestrzenne i techniki zostaną wyeliminowane. Wystarczy, że Apple postawi w swoim ogródku w Apple Park ekran i kilka krzeseł, na których usiądą zaproszone osobistości i dziennikarze, pod warunkiem, że tak jak my odtworzą całą nagraną wcześniej prezentację. Ich zaletą jest to, że mogą zapoznać się z produktami bezpośrednio na miejscu, czyli tak samo jak to miało miejsce po każdym wydarzeniu z prezentacją nowości. Tak naprawdę nic się dla nich nie zmienia, po prostu nie widzą na scenie zmieniających się prezenterów. I brakuje nam ich natychmiastowej reakcji.

Bez niepotrzebnego ryzyka 

Co jest lepsze? Narażać się na ryzyko, że coś pójdzie nie tak podczas transmisji na żywo, czy też redagować wszystko w spokoju i wiedzieć, że jest doskonale przygotowane? B ma rację i dlatego głupotą byłoby sądzić, że Apple powinien porzucić tę koncepcję i wrócić do starego formatu. Oczywiście nie wiemy tego na pewno, są to jedynie założenia oparte na przeszłości, teraźniejszości i doniesieniach z przyszłych perspektyw. Osobiście nie mogę powiedzieć, że jest źle. Nagrane przemówienia mają wpływ, są skuteczne, zabawne i przyjemne. Przynajmniej Tim Cook zawsze mógł je rozpocząć i zakończyć na żywo, a odrobina ludzkiej niespodzianki też nie zaszkodzi. 

.