Zamknij reklame

Kiedy jeszcze przed Far Out Keynote usłyszeliśmy, że Apple wytnie iPhone'a mini i zastąpi go większą wersją Max, a później Plus, byłem bardzo podekscytowany. Wyraźnie nawiązało to do obecnego trendu, kiedy nikt już nie chce małych telefonów, a większy iPhone będzie tańszy niż tylko wersja Pro Max. Ale nikt też nie chce modeli Plus. Dlaczego? 

Oczywiście nie musisz się z tym zgadzać, ale to jedyne, co możesz zrobić. Chociaż małe telefony wyglądają ładnie, zdecydowana większość użytkowników nie chce ograniczać się małymi rozmiarami wyświetlaczy. A 5,4 cala to naprawdę mały wyświetlacz, jakiego nie znajdziesz u konkurencji Androida. Duże telefony rządzą, czego dowodem była niewielka sprzedaż iPhone’a mini.

Zakończenie ich było zatem całkowicie logicznym wyborem, ponieważ dlaczego Apple miałby się na nich skupiać, skoro nie zapewniają sprzedaży. iPhone 14 stał się większy, a tu pojawił się model Plus z wyświetlaczem o przekątnej 6,7 cala, wielkością dorównującą modelom Pro Max. I to świetnie, bo dużego urządzenia mogliśmy spodziewać się już w podstawowej serii i tym samym oszczędzić także na zakupie wersji 14 Pro Max, jeśli nie potrzebujemy jej dodatkowych funkcji. Ale rzeczywistość jest trochę inna. Modelu Plus też nikt specjalnie nie chce.

Zalet jest niewiele 

Więc oczywiście nie wypada pisać, że nikt, bo ktoś jednak się jednak znajdzie, a na pewno będzie większa grupa niż np. w przypadku sprzedaży całego portfolio chińskiego producenta. Ale jeśli spojrzymy na to przez pryzmat Apple’a, z pewnością można było poczekać dłużej. Ale tak naprawdę zrobił to sam, dwukrotnie z modelem Plus.

Po pierwsze, oczywiście poza większym wyświetlaczem, nowość oferuje na tyle niewiele zmian w porównaniu do iPhone'a 13 i podstawowego iPhone'a 14, że przyciągnie do nich niewiele osób. Jego główną zaletą miał być większy wyświetlacz, jednak Apple przełożył premierę telefonu na 7 października, kiedy to telefon trafił na rynek późno i nikogo już to specjalnie nie obchodziło. Ci, którzy chcieli więc nowych iPhone'ów, zapewne zdecydowali się na model bazowy lub po prostu zapłacili więcej za to, co oferują modele Pro Max. A że Plus jest dopiero czwartym z rzędu, to został nieco zapomniany.

Jeśli teraz zajrzysz do Apple Online Store i zamówisz go dzisiaj, jutro będziesz miał go w domu. To samo tyczy się modelu podstawowego, co nie świadczy o tym, że Apple zrobił dobre zaopatrzenie, ale o braku zainteresowania. Na modele 14 Pro i 14 Pro Max trzeba będzie jednak poczekać, bo są one względnym hitem, nie tylko ze względu na Dynamic Island, ale także ze względu na aparat 48 MPx. Można oczywiście argumentować, że Apple zabiło także ceną, ale nie jest to do końca prawdą. Gdyby skopiował ceny z zeszłego roku, to dystanse pomiędzy wersją podstawową, Plusem i 14 Pro nadal byłyby takie same, tyle że model Plus kosztowałby tyle, co obecnie kosztuje podstawowy iPhone 14.

Mówiąc najprościej, mógł to być prawdziwy hit, tak naprawdę to dopiero czwarty z rzędu, za który nie warto dopłacać w porównaniu do podstawowego rozmiaru 6,1”. Z drugiej strony inni mogą raczej dopłacić do modelu 14 Pro i zadowolić się mniejszym wyświetlaczem. iPhone 14 Pro Max nie jest do końca konkurencją, bo jeśli spojrzymy na zeszłoroczne iPhone'y 13 Pro Max, to są one paradoksalnie lepiej wyposażone, brakuje im po prostu wykrywania wypadków samochodowych, komunikacji satelitarnej, trybu akcji, nagrywania w trybie filmowym w jakości 4K i mieć gorszy przedni aparat. Natomiast mają teleobiektyw, ProRAW, ProRes, makro, adaptacyjną częstotliwość odświeżania wyświetlacza, lepszą jego typową maksymalną jasność, czy stalową ramkę itp. 

.