Cały świat obserwuje obecnie straszne sceny z Paryża, gdzie dwa dni temu uzbrojeni napastnicy włamali się do redakcji magazyn „Charlie Hebdo” i bezlitośnie zastrzelił dwanaście osób, w tym dwóch policjantów. Na całym świecie natychmiast ruszyła kampania „Je suis Charlie” (Jestem Charlie) w ramach solidarności z tygodnikiem satyrycznym, który regularnie publikował kontrowersyjne karykatury.
W obronie samego magazynu i wolności słowa zaatakowanej przez uzbrojonych, jeszcze nieschwytanych terrorystów, tysiące Francuzów wyszło na ulice i zalało Internet tabliczkami „Je suis Charlie” niezliczone karykatury, które artyści z całego świata wysyłają, aby wesprzeć swoich zmarłych kolegów.
Oprócz dziennikarzy i nie tylko, do kampanii włączył się także Apple, który na francuską mutację Twojej witryny właśnie wysłał wiadomość „Je suis Charlie”. Z jego strony jest to raczej gest obłudy niż akt solidarności.
Jeśli pójdziesz do sklepu z e-bookami Apple, nie znajdziesz tam satyrycznego tygodnika Charlie Hebdo, który jest obecnie prawdopodobnie jednym z najsłynniejszych magazynów w Europie. Jeśli poniesiesz porażkę w iBookstore, nie odniesiesz sukcesu także w App Store, gdzie niektóre publikacje mają swoje własne, specjalne zastosowania. Nie dlatego jednak, że ten tygodnik nie chce tam być. Powód jest prosty: dla Apple treść Charlie Hebdo jest nie do przyjęcia.
Często kontrowersyjne karykatury pojawiały się na okładce (i nie tylko) silnie antyreligijnego i lewicowego magazynu, a ich twórcy nie mieli problemu z poruszaniem się w polityce, kulturze, ale także tematyce religijnej, w tym islamu, co ostatecznie okazało się fatalne dla ich.
To właśnie kontrowersyjne rysunki stały w zasadniczej sprzeczności z rygorystycznymi zasadami Apple, których musi przestrzegać każdy, kto chce publikować w iBookstore. Krótko mówiąc, Apple nie odważył się wpuścić do swoich sklepów potencjalnie problematycznych treści w jakiejkolwiek formie, dlatego nawet magazyn Charlie Hebdo nigdy się w nim nie ukazał.
W 2010 roku, kiedy iPad trafił na rynek, wydawcy francuskiego tygodnika planowali rozpocząć prace nad własną aplikacją, ale gdy w trakcie powiedziano im, że „Charlie Hebdo i tak nie trafi do App Store ze względu na zawartość” , wcześniej zrezygnowali ze swoich wysiłków. „Kiedy przyszli do nas, żeby zrobić Charliego na iPada, uważnie słuchaliśmy” napisał we wrześniu 2010 roku ówczesny redaktor naczelny pisma Stéphane Charbonnier, nazywany Charbem, który mimo ochrony policji nie przeżył środowego ataku terrorystycznego.
„Kiedy pod koniec rozmowy doszliśmy do wniosku, że możemy opublikować całą treść na iPadzie i sprzedać ją za tę samą cenę, co wersja papierowa, wyglądało na to, że dojdziemy do porozumienia. Ale ostatnie pytanie zmieniło wszystko. Czy Apple może wypowiadać się na temat treści publikowanych przez siebie gazet? Oczywiście, że tak! Żadnego seksu i może innych rzeczy” – wyjaśnił Charb, wyjaśniając, dlaczego „Charlie Hebdo” nie włączył się w ten trend w czasie, gdy po pojawieniu się iPada wiele publikacji drukowanych stało się cyfrowych. „Niektóre rysunki można uznać za podżegające i mogą nie przejść cenzury” dodal redaktor naczelny ds Bakczicz.
Charbonnier w swoim poście praktycznie pożegnał się z iPadem, mówiąc, że Apple nigdy nie będzie cenzurować jego satyrycznych treści, a jednocześnie mocno liczył na Apple i jego ówczesnego dyrektora generalnego Steve'a Jobsa, że w ramach wolności słowa stać go na coś takiego . „Prestiż możliwości czytania cyfrowego jest niczym w porównaniu z wolnością prasy. Zaślepieni pięknem postępu technologicznego nie dostrzegamy, że wielki inżynier jest tak naprawdę małym, brudnym policjantem” – Charb nie wziął serwetek i nie zadawał retorycznych pytań o to, jak niektóre gazety mogą zaakceptować potencjalną cenzurę Apple, nawet jeśli nie muszą sami przez to przechodzić, a czytelnicy na iPadzie mogą zagwarantować, że jego treść nie została np. zredagowana w stosunku do wersji drukowanej?
W 2009 roku proces akceptacji swojego wniosku nie przeszedł znanego amerykańskiego rysownika Marka Fiore, o czym Charb również wspomniał w swoim poście. Apple określił satyryczne rysunki Fiore przedstawiające polityków jako kpiące z osób publicznych, co bezpośrednio naruszało zasady, i odrzucił aplikację zawierającą tę treść. Wszystko zmieniło się zaledwie kilka miesięcy później, kiedy Fiore zdobył nagrodę Pulitzera za swoją pracę jako pierwszy rysownik publikujący wyłącznie w Internecie.
Potem, gdy Fiore poskarżył się, że też chciałby dostać się na iPady, w których widzi przyszłość, Apple pośpieszył do niego z prośbą o ponowne przesłanie jego wniosku do zatwierdzenia. Ostatecznie aplikacja NewsToons trafiła do App Store, ale, jak później przyznał, Fiore poczuł się trochę winny.
„Jasne, moja aplikacja została zatwierdzona, ale co z innymi, którzy nie zdobyli Pulitzera i być może mają znacznie lepszą aplikację polityczną ode mnie? Czy potrzebujesz uwagi mediów, aby zatwierdzić aplikację zawierającą treści polityczne?” – zapytał retorycznie Fiore, którego przypadek uderzająco przypomina obecne niekończące się kaprysy Apple polegające na odrzucaniu, a następnie ponownym zatwierdzaniu aplikacji w App Store w związku z zasadami iOS 8.
Sam Fiore nigdy nie próbował zgłosić swojej aplikacji do Apple po pierwszej odmowie, a gdyby nie miał rozgłosu, którego potrzebował po zdobyciu nagrody Pulitzera, prawdopodobnie nigdy nie trafiłby do App Store. Podobne podejście zajął tygodnik Charlie Hebdo, który dowiedziawszy się, że jego treści na iPadzie będą podlegać cenzurze, odmówił udziału w przejściu na formę cyfrową.
To trochę zaskakujące, że Apple, które tak bardzo uważało na niepoprawne politycznie treści, aby nie zmatowić swojej śnieżnobiałej sukni, teraz ogłasza „Jestem Charlie”.
Aktualizacja 10, 1:2014: Do artykułu dodaliśmy oświadczenie byłego redaktora naczelnego Charlie Hebdo Stéphane’a Charbonniera z 11.55 roku dotyczące cyfrowej wersji jego tygodnika.
To naprawdę nie miłe.
Chyba, że pod czarnym paskiem znajduje się link do elektronicznych wersji magazynu z ostatnich kilku lat.
To nadużycie procesu zatwierdzania jest naprawdę obrzydliwe i niebezpieczne dla wolności. Następnie Apple będzie chciał zatwierdzić strony, które można załadować w przeglądarce. Apple z pewnością nie ma śnieżnobiałej sukienki, jak u podobnych firm. Gdyby miał choć trochę przyzwoitości dla ofiar, zamknąłby się.
Tak, tak samo obrzydliwe i niebezpieczne dla wolności, jak wizyta w wegetariańskiej restauracji i narzekanie, że nie sprzedają tam mięsa.. Panie Macropus, proszę się opamiętać.
No właśnie, zapomniałem, że restauracja wegetariańska = nie serwują mięsa to to samo co Apple = sprawdzam, jaką gazetę potrafisz przeczytać. Rozumiem, że niektórym może to odpowiadać.
Ale oni niczego nie kontrolują, to ich sprawa, dla której stawiają pewne warunki, a kto je złamie, nie wpuszczą go, to ma sens. Uspokój się, kup gazetę w Internecie lub jedź do Paryża, żeby ją kupić, tylko proszę nie pisz bzdur o tym, że Apple kontroluje, które gazety możesz czytać. Masz X więcej możliwości dotarcia do gazety. A jeśli appstore/ibooks Ci nie odpowiada, to najwyższy czas na zmianę platformy.
A co jeśli na przykład Google usunie wszystkie wzmianki o Apple? Myślisz, że to też byłoby w porządku? W końcu to prywatna firma…
Tak, byłoby ok, tak jak napisałeś, to prywatna firma i może dyktować zasady, jakie chce. Nie oznacza to jednak, że zasady są prawidłowe. A czy są one słuszne, czy nie, bardzo trudno obiektywnie stwierdzić, ponieważ każdy będzie miał na ten temat inne zdanie.
Czy gazeta nie ma strony internetowej, więc potrzebuje aplikacji w Appstore? I naprawdę nie rozumiem, co ludzie uważają za obraźliwe w wyrażaniu przez Apple kondolencji w taki sposób i naprawdę nie uważam, że jest to hipokryzja. Swoboda wyboru nie polega tylko na zmianie urządzenia, gdzie istnieje możliwość pobrania takiej aplikacji od konkurencji, jeśli w ogóle taka aplikacja tam powstanie. Ale o znalezieniu innych sposobów dotarcia do danej treści także poprzez urządzenia Apple. Uzyskałem dzisiaj dostęp do ich treści w Internecie za pośrednictwem mojego iPhone'a. Nie sprawdzałem tego szczegółowo, ale działa, więc w czym problem. Nie mam miliarda aplikacji na telefonie, żeby pobierać aplikacje dziennikarskie. A jest ich w sklepie mnóstwo. Naprawdę tego nie potrzebuję. Inną opcją jest subskrypcja ich kanału na Twitterze lub Facebooku, a już na pewno w innych sieciach społecznościowych. Więc nie widzę, w co ktoś tu gra. I nie rozumiem, jak ktoś może nie zrozumieć, że Apple jako właściciel firmy ustala zasady zatwierdzania aplikacji czy tego, co może, a czego nie może pojawić się w Apple. Nie uważam takich zasad za cenzurę, ale za fakt. Przekaż go firmie/firmie, w której pracujesz. Istnieją również pewne wytyczne, a co ze społeczeństwem, pewne różnice i na pewno nie jest to uważane za ograniczenie wolności. I mógłbym iść dalej.
Tak, to byłoby całkowicie w porządku. Pytanie, czy ktoś nadal korzystałby z Google, gdyby w ogólnej wyszukiwarce nie trafił do czegoś tak jasnego jak Apple. W tym przypadku chodzi o jakość produktu. A gdyby Apple zniknął z Google, liczba klientów Google’a prawdopodobnie spadłaby znacznie bardziej niż liczba klientów Apple’a (zmniejszyła się) za to, że nie chcą publikować głupiego magazynu rysunkowego, o czym do tego tygodnia wszyscy tu dyskutujący nie mieliśmy pojęcia. Przyznaj Macropusowi, że we wtorek całkowicie skradziono Ci „Charlie Hebdo” i na pewno nie walczyłeś o umieszczenie go w App Store. Albo tak?
Tak, nie czytam Charliego, ale jest to zasada, którą wielokrotnie tutaj krytykowałem. Problem w tym, że bardzo łatwo można w ten sposób manipulować ludźmi, a oni mogą nawet tego nie zauważyć. A co najważniejsze, robi się to powoli, tak aby użytkownik się do tego przyzwyczaił. I oczywiście w przypadku Apple można wybrać gdzie indziej i mieć wpływ na stosunkowo niewielką część użytkowników komputerów PC. Gdyby dominujący na rynku Microsoft czy Google zrobiły coś podobnego, byłoby szkoda, bo wpływ tych firm na społeczeństwo jest wieloraki.
Pod względem treści Microsoft ma znacznie mniejszy wpływ niż Apple. I tu właśnie zawodzi Twoja teoria. A tu przecież jest tak, że ktoś, kto nie spełniał warunków Apple’a, nie został wpuszczony do AppStore. Czy jest źle? Dlaczego? Czy fakt, że Apple nie pozwala na pornografię w swoim sklepie, jest także ograniczeniem wolności słowa i cenzurą? Może tak, może nie, ale to jego sprawa, jego polityka i jego wolność. Jeśli ci się to nie podoba, idź gdzie indziej. Przecież Apple nie jest jedynym medium, w którym można przeczytać takie bzdury. Nie można więc tego uchodzić za jakąś mroczną groźbę lub ograniczenie wolności...
Google oczywiście nie publikuje linków naruszających jego zasady.
Amen
Uwaga, jeśli Apple zażąda, Google usunie wyniki wyszukiwania hasła Apple w Europie, ale nie mówi się o tym zbyt wiele, wynika to z faktu, że jakiś Hiszpan, wchodząc do Google, stwierdził, że jest dłużnikiem, co już dawno nie…
niebezpieczne dla wolności? :D bo nie chce publikować pamiętnika z karykaturami drwiącymi z polityków/religii? po prostu Apple ma jakieś zasady według których to zatwierdza i jak ktoś tych zasad nie przestrzega to pech....po co, skoro nie pozwalają dziennikarzowi gdzieś czegoś opublikować itp., wszyscy zaczynają się zatrzymywać i afiszować z wolnością słowa?
Jako informatyk chcę Ci powiedzieć jedno. Apple ma 100% świadomość, że czego nie kontroluje, tego nie może zmienić i prawdopodobnie nie grozi mu bezpośrednie niebezpieczeństwo kontrolowania Internetu, dlatego wątpię, aby cenzurował Internet w swoich aplikacjach lub na swoich urządzeniach. Aby to osiągnąć naprawdę efektywnie, musiałby wydać naprawdę dużo środków i przede wszystkim czasu, a efekt nie będzie adekwatny do włożonego wysiłku.
Co więcej, jest dla niego jasne również, że gdy to zrobi, liczba urządzeń po jailbreaku wzrośnie, ponieważ iOves nie są tak głupie, jak się o nich mówi, a odejście tych użytkowników z AppStore do Cydii nie jest jego celem ...
Jedyne, nad czym jest w stanie sam zapanować, to rzeczy, które stworzył, tj. AppStore, IBookStore, iTunes Store i tam będzie robił, co chce, nawet jeśli czasami ulega opinii publicznej.
Ty też jesteś Charlie?
http://frantisekmatejka.blog.idnes.cz/c/442897/Jsi-taky-Charlie-Ja-teda-rozhodne-ne-Ja-nejsem-Charlie.html
To straszny nonsens. Co jest hipokryzją w kimś, kto wyraża solidarność z ofiarami brutalnego morderstwa dokonanego przez fanatycznych szaleńców. Nie oznacza to, że Apple musi godzić się na obłąkane artykuły i karykatury magazynu „satyrycznego”, który jest po prostu głupi i za wszelką cenę stara się zdyskredytować kogokolwiek. Niech kto chce, niech przeczyta, i oczywiście to nonsens i dosłownie okropne, żeby za to zabijać, ale to wciąż nie znaczy, że magazyn nie jest zwykłym śmieciem i wcale się nie dziwię, że Apple nie pozwolił to w App Store. Ta ocena jest raczej hipokryzją. I nawet nie wiem, co to jest, kiedy prywatna firma nie wpuszcza na wolność kogoś niebezpiecznego do swojego biznesu. Apple z pewnością nie ma śnieżnobiałej sukienki, ale zdecydowanie to Apple decyduje, co wpuści do swojego sklepu, a czego nie. A jeśli nie podoba nam się jego polityka, mamy wolny wybór. Mianowicie przestań używać jego produktów. Wracajcie na ziemię panowie. Apple jest firmą prywatną, nie udaje niezależnych mediów, ani nie jest własnością publiczną. Więc nie mów tutaj o wolności, jeśli nie możesz szanować wolności Apple.
Całkowicie się zgadzam, tabloidy stronniczy artykuł. Krytykowanie Apple za złożenie kondolencji ofiarom, podobnie jak reszcie świata, jest całkowicie nie na miejscu.
Pewnie nie zrozumieliście, że hasło Je suis Charlie = Jestem Charlie oznacza nie tylko złożenie kondolencji, ale także przypisanie się wartościom, które reprezentuje to pismo. Apple dał do zrozumienia publicznie, że nie zgadza się z tymi wartościami i dlatego jest to co najmniej żenujące i niewłaściwe. Apple mógł zrobić to jak Google i po prostu umieścić czarną wstążkę jako wyraz kondolencji.
Nie zgodzę się z tym, w takim razie należy również skrytykować New York Timesa, który odmówił publikacji podobnych karykatur, bo naruszył ich wewnętrzne zasady, a mimo to na stronie internetowej umieścił „nous sommes charlie”
Tak, to ci sami hipokryci!
To, że Apple odmówił sprzedaży magazynu Charlie Hebdo, nie oznacza, że je odrzucił i że odrzuca wolność słowa. Powiedziałbym tylko, że tam myśleli racjonalnie i nie publikowali w swoim sklepie treści, które mogłyby obrażać inne religie czy narodowości. Co teoretycznie, biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich dni, może doprowadzić do ataków terrorystycznych na sklepy Apple w Europie.
To bez sensu. Pod tym hasłem większość ludzi mówi, że jesteśmy też ludźmi, Europejczykami, może Francuzami, ojcami, dziennikarzami, kimkolwiek i nie chcemy zostać zamordowani za opinię czy żart, głupotę czy karykaturę, nieważne jak głupią to jest. Ale większość ludzi z pewnością nie podziela wartości Charliego Hebdo, które jest po prostu głupim tabloidem, w zasadzie pozbawionym wartości. Ale to nie znaczy, że ktoś powinien ich za to zastrzelić. I o tym jest „Je suis Charlie”.
Chciałem to napisać, już dałeś
Po prostu jabłko..
Jedyne co zrozumiałem z tego artykułu to to, że Charlie Hedbo nawet nie złożył „aplikacji” do App Store? Dlatego Apple nie mógł nawet realistycznie ich odrzucić. W artykule jest tylko napisane, że wydawca próbował stworzyć aplikację na iPada, ale w trakcie ktoś powiedział im coś o tym, że nie mieli szans przejść przez proces akceptacji. O czym więc jest artykuł? Hipoteza, co by było, gdyby tak było? Skoro więc nie „zastosowały się” do App Store, Apple tak naprawdę nigdy ich nie odrzucił, a teraz są krytykowani za okazywanie współczucia? Cóż mogę dodać...
Do artykułu dodaliśmy oryginalne oświadczenie redaktora naczelnego Charba z 2010 roku, w którym opisał, że gdy powiedziano mu, że jego treści będą podlegać cenzurze przy dostępie na iPadzie, nie mógł się z tym zgodzić.
słabo!! głupio to przetłumaczyłeś!!
Gdzie jest problem?
Dlatego Apple nie toleruje np. porno na żadnej platformie. Jeśli redaktor naczelny nie potrafił się z tym pogodzić, to nie jest to wina Apple. Myślę, że wpadli w niepotrzebną histerię – Apple ich chciał, ale po prostu nie chcieli zrezygnować ze swojego prawa do zawetowania treści, które uważali za nieodpowiednie. Nie widzę w tym nic złego.
W przeciwnym razie rozumiem, że ludzie lubią fantastycznie oskarżać Apple o hipokryzję. Ale nie zgadzanie się ze 100% treścią, ale szanowanie ich pamięci, nie jest moim zdaniem hipokryzją, to po prostu zwykłe współczucie.
Rozumiem więc, o co chodzi, ale uważam, że słowa takie jak hipokryzja i cenzura za niedopuszczanie do tego, aby porno w iBookstore było przesadą. Bez nich byłby to ciekawy artykuł, to raczej niepotrzebnie dodało szczypty tabloidów.
Ale nie dotyczy to tylko Apple. Wszystkie gazety i dzienniki internetowe, w tym telewizja w USA, cenzurują karykatury z tego magazynu. Dlatego zaangażowane są w to całe media w USA.
Cenzura to ingerencja państwa lub podobnego organu w treść. Jeśli prywatne gazety (w ogóle media) decydują, co w nich publikować, a co nie, nie jest to cenzura. To ich uzasadniona decyzja. Podobnie jak Ty decydujesz, kogo wpuścisz do swojego ogrodu. Jeśli kogoś tam nie wpuścisz, to nie jest to ograniczenie swobody poruszania się, ale Twoja słuszna decyzja, z kim chcesz przebywać w swoim ogrodzie.
Jak to jest być Charliem?
http://www.dfens-cz.com/view.php?cisloclanku=2015011001
Nie rozumiem sensu artykułu. Na początku piszesz: „Natychmiast na całym świecie ruszyła kampania «Je suis Charlie» (Jestem Charlie) w ramach solidarności z tygodnikiem satyrycznym, który regularnie publikował kontrowersyjne karykatury”.
Czyli Apple nie może okazać solidarności, odrzucając dany magazyn w swoim sklepie? A może po prostu źle zrozumiałem treść artykułu?
Nie sprawdzam zasad oceniania ich aplikacji, książek itp. to temat na długą debatę i praktycznie jest wystarczająco dużo pęknięć, a mianowicie. na przykład Fiore, w App Store jest też mnóstwo PCalc i innych...
Moim zdaniem zupełnie niefortunnie podszedłeś do tematu. Decyzja Apple o niewpuszczaniu nikogo do Appstore nie ma nic wspólnego z wolnością słowa. Jest to decyzja komercyjna, a jej motywacja leży wyłącznie w gestii obu stron biznesowych. A może sądzisz, że księgarz, który nie kupuje w sklepie i w związku z tym oferuje książkę swoim klientom (z jakiegokolwiek powodu), zagraża w ten sposób wolności słowa? Prawdopodobnie tak nie myślisz. W przypadku Apple jest to po prostu sumowane według siły biznesowej. Nic dodać nic ująć. A łączenie swojej opinii z, powiedzmy, wyrazem współczucia, jest nieco tendencyjne i rażąco nietaktowne.
Tak, z punktu widzenia wyrażania solidarności odejście od Apple wydaje się wręcz koniecznością (ze względu na wpływy i wielkość firmy). Ale autor rozpoczął dość ciekawy temat. Rozumiem, że Apple nie chce w swoich sklepach porno, tandetnych aplikacji itp.... Ale to już inna sprawa. Jeśli Apple odmawia publikowania magazynów lub gazet tylko dlatego, że choć niezbyt koszerny w stylu, ale nadal jest to tradycyjna europejska forma krytyki, nie ma znaczenia, co to jest, wydaje się to niestosowne z punktu widzenia politycznej i społecznej odpowiedzialności Apple. Podobnie jak w przypadku aplikacji, które nie są bezpośrednio pod ich kontrolą. Jeśli jest coś, co mi się nie podoba w Apple i co moim zdaniem może najbardziej zmniejszyć jego „fajny efekt”, to właśnie to. Apple zatem zupełnie bezsensownie postępuje wbrew sobie i ogranicza funkcjonalność swoich urządzeń oraz ofertę książek i czasopism. I co gorsza, Apple powoli zaczyna zwracać się przeciwko artystom i uniemożliwiać im funkcjonowanie na bardzo powszechnej platformie, zmniejszając tym samym ich szanse na upowszechnienie swojej twórczości. Szkoda. Być może Tim puści trochę wodze artystom, programistom czy dziennikarzom i pozwoli im wykorzystać płótno, które Steve Jobs tak pieczołowicie zbudował i na którym bazgrać mogli tylko wybrani.
Wyrażanie dezaprobaty dla rozwiązywania problemu poprzez strzelanie do ludzi w redakcji i niepublikowanie kontrowersyjnych treści to dwie różne rzeczy! Czy naprawdę masz na myśli to co tutaj piszesz? Nie myślcie, że Apple chciał powiedzieć, że nawet jeśli nie zgadzamy się z tym, co piszecie, to nie musieli od razu Was zastrzelić. Czy się mylę?
Apple podał to jako pretekst, bo Charlie to tylko kolejne mieszkanie, więc dodał, że fakt, że nie chce mieć z Charliem nic wspólnego przez długi czas, nie powstrzymuje go przed tym. Google, choć mi się to nie podoba, zachował się znacznie lepiej, składając kondolencje czarną wstążką. Apple znów robi tylko żenujące przedstawienie i przestaje być marką miłości. To kolejna niezręczna linia.
a gdyby tego nie zrobił, byłby złym facetem, ponieważ się nie przyłączył