Zamknij reklame

Jeśli było coś, na co bardzo czekałem w tym roku, poza recenzjami nowych iPhone'ów, to była to także recenzja Apple Watch Series 7. Zegarek wydawał się niezwykle ciekawy, sądząc po wielu przeciekach sprzed jego premiery , i dlatego poniekąd spodziewałem się, że testowanie go dosłownie mnie podekscytuje i jednocześnie skłoni do przejścia na wyższy model z mojego obecnego modelu, czyli Series 5. Przecież poprzednia generacja była stosunkowo słaba i nieciekawa dla posiadaczy Series 5, dlatego oczekiwania związane z serią 7 były tym większe. Ale czy Apple udało się je spełnić tym, co ostatecznie pokazało? Dowiesz się tego dokładnie w poniższych wierszach. 

Wnętrze

Pewnie nie będzie dla Was zaskoczeniem, gdy powiem, że design tegorocznego Apple Watcha jest naprawdę dużym zaskoczeniem, mimo że nie różni się zbytnio od poprzednich modeli. Od zeszłego roku pojawiały się różne przecieki informacji kręcące się wokół tego, że tegoroczne Series 7 po latach otrzymają odświeżony wygląd, który przybliży je do obecnego języka projektowania Apple. Konkretnie powinny mieć ostre krawędzie wraz z płaskim wyświetlaczem, z czego to rozwiązanie kalifornijski gigant korzysta obecnie np. w iPhone'ach, iPadach czy iMacach M1. Jasne, sam Apple nigdy nie potwierdził przeprojektowania, czyniąc wszystkie te spekulacje oparte na spekulacjach, ale cholera, te spekulacje zostały potwierdzone przez praktycznie każdego dokładnego przeciekającego i analityka. Pojawienie się innego, a jednocześnie tego samego Apple Watcha było zatem dla wielu z nas dosłownie ciosem z jasnego nieba.

Według jego słów Apple nadal wprowadziło przeprojektowanie nowej serii 7. W szczególności zmianom miały ulec rogi zegarka, które miały zostać zaokrąglone w nieco inny sposób, co miało nadać im zarówno nowoczesność, jak i poprawić ich trwałość. Chociaż nie mogę potwierdzić drugiej wymienionej funkcji, muszę bezpośrednio obalić pierwszą. Apple Watch Series 5 noszę na nadgarstku już od dwóch lat i szczerze mówiąc, kiedy położyłem je obok Series 7 – i przyjrzałem im się naprawdę dokładnie – po prostu nie zauważyłem różnicy kształtem pomiędzy tymi modelami. Krótko mówiąc, „siódemki” to nadal klasyczny, zaokrąglony Apple Watch i jeśli Apple zmienił gdzieś nachylenie frezu w swoim korpusie, to zauważy to zapewne tylko pracownik, który frezuje te zegarki po zeszłorocznej serii 6. 

Apple Watch 5 kontra 7

Chciałoby się powiedzieć, że jedynym wyróżnikiem tegorocznego i poprzedniej generacji Apple Watcha są kolory, choć i to nie jest do końca trafne. Nie są to kolory, ale jeden kolor – mianowicie zielony. Wszystkie pozostałe odcienie – czyli szary, srebrny, czerwony i niebieski – zostały zachowane z zeszłego roku i choć Apple trochę się nimi bawił i w tym roku wyglądają nieco inaczej, to jedynie masz szansę zauważyć różnicę pomiędzy odcieniem z serii 6 i 7, gdy będzie obok ciebie, ustaw się i dokładniej porównaj kolory. Przykładowo ta szarość jest zauważalnie ciemniejsza od kolorów z poprzednich lat, co mi osobiście bardzo się podoba, bo dzięki temu ta wersja zegarka wygląda na pełniejszą. Ich czarny wyświetlacz znacznie lepiej komponuje się z ciemną obudową, która dobrze prezentuje się na dłoni. To oczywiście szczegół, który ostatecznie nie ma większego znaczenia. 

Byłem też bardzo ciekaw, jak ja, jako wieloletni użytkownik Apple Watcha w wersji 42 mm, a później 44 mm, odczuję ich dalszy wzrost – a konkretnie do 45 mm. Choć było dla mnie jasne, że milimetrowy skok nie jest niczym zawrotnym, w głębi duszy byłem przekonany, że poczuję jakąś różnicę. Przecież przesiadając się z Series 3 w 42 mm na Series 5 w 44 mm, różnicę odczułem całkiem przyzwoicie. Niestety nic takiego nie dzieje się w przypadku 45 mm Series 7. Zegarek leży na dłoni dosłownie tak samo jak model 44 mm, a jeśli dla porównania zestawimy modele 44 i 45 mm, po prostu nie zauważymy różnicy w wielkości. Szkoda? Szczerze mówiąc, nie wiem. Z jednej strony pewnie miło byłoby mieć więcej opcji dzięki znacznie większemu wyświetlaczowi, ale z drugiej strony nie sądzę, aby użyteczność Zegarka zmieniła się znacząco po jego wzroście z 42 do 44 mm. Dlatego osobiście (nie)widzialność dodatkowego milimetra sprawia, że ​​jest mi dość zimno. 

Apple Obserwować Series 7

Wyświetl

Zdecydowanie największym ulepszeniem tegorocznej generacji Apple Watch jest wyświetlacz, który zaobserwował znaczne zwężenie otaczających go ramek. Nie ma sensu tutaj pisać, o ile procent Series 7 oferuje większą powierzchnię wyświetlacza w porównaniu do poprzednich generacji, bo z jednej strony Apple przechwalał się tym jak diabli przez praktycznie cały czas „głównego szumu” na zegarek, a z drugiej strony niewiele mówi, bo trudno sobie wyobrazić, o co w nim właściwie chodzi. Gdybym jednak miał opisać to uaktualnienie własnymi słowami, określiłbym je jako niezwykle udane i krótko mówiąc takie, jakiego oczekuje się od nowoczesnego smartwatcha. Dzięki znacznie węższym ramkom zegarek sprawia znacznie nowocześniejsze wrażenie niż poprzednia generacja i doskonale udowadnia, że ​​Apple jest, krótko mówiąc, mistrzem pomimo podobnych ulepszeń. Tak naprawdę w ostatnim czasie zajmuje się zwężaniem oprawek do większości swoich produktów, z tym, że w każdym przypadku nie można tego ocenić inaczej niż jako bardzo udane. O ile jednak świat wiele lat czekał na iPady, iPhone'y i Maca, o tyle kalifornijski gigant „przycina” ramki co trzy lata do Apple Watcha, co wcale nie jest złe. 

Jednak cała modernizacja ramy ma jedno duże ale. Czy węższe ramki wokół wyświetlacza są naprawdę potrzebne, czy może w jakiś zasadniczy sposób poprawią korzystanie z zegarka? Jasne, zegarek wygląda z nim naprawdę lepiej, ale z drugiej strony działa dokładnie tak samo, jak z szerszymi ramkami w Series 4 do 6. Nie licz więc na to, że zwiększenie powierzchni wyświetlacza zegarek w jakiś sposób znacznie poprawi jego użyteczność, bo po prostu nie dotrze. Ze wszystkich aplikacji będziesz nadal korzystał dokładnie tak, jak do tej pory, a to, czy będziesz na nie patrzeć na ekranie z szerszymi czy węższymi ramkami, nagle przestanie mieć dla Ciebie znaczenie. Nie, naprawdę nie chcę powiedzieć, że Apple powinien był zrezygnować z tego uaktualnienia i ponownie zastosować szerokie ramki w Series 7. Trzeba tylko wziąć pod uwagę, że nie wszystko jest w rzeczywistości takie, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Muszę przyznać, że na początku też myślałem, że większy wyświetlacz odczuję znacznie mocniej, jednak po testach, kiedy wróciłem do Series 5, stwierdziłem, że właściwie w ogóle nie odczułem różnicy. Możliwe jednak, że mówię tak głównie dlatego, że jestem fanem ciemnych tarcz, w których po prostu nie poznaje się wąskich ramek, a można je bardziej docenić w jednym miejscu. System watchOS jako taki jest generalnie nastawiony na ciemne kolory i to samo dotyczy zarówno aplikacji natywnych, jak i zewnętrznych, więc nawet tutaj wąskie ramki nie mają wiele do zarzucenia. 

Apple Obserwować Series 7

Z większym wyświetlaczem ściśle powiązana jest kolejna poprawa, którą Apple pochwalił się prezentując zegarek jako jedno z kluczowych. Konkretnie mówimy o zaimplementowaniu klawiatury, która ma przenieść komunikację za pośrednictwem Apple Watcha na wyższy poziom. A jaka jest rzeczywistość? Tak więc potencjał zmiany poziomu komunikacji za pośrednictwem Apple Watcha jest ogromny, ale znowu jest jeden ekstremalny haczyk. Apple jakimś cudem zapomniało wspomnieć podczas prezentacji i później w komunikacie prasowym, że klawiatura będzie ograniczona tylko do niektórych regionów, ponieważ wykorzystuje szept, autokorektę i ogólnie wszystkie zalety klawiatur Apple. A że Czechy (niespodziewanie) nie zmieściły się w tych regionach, to użyteczność klawiatury jest tu jednym słowem fatalna. Jeśli chcesz to „złamać”, musisz dodać do klawiatur iPhone'a obsługiwany język, czyli angielski, ale w pewnym sensie zepsujesz telefon i wyrządzisz więcej szkody niż pożytku. Gdy tylko założysz obcojęzyczną klawiaturę, ikona emoji znika z lewego dolnego rogu wyświetlacza i przechodzi bezpośrednio do klawiatury programowej, co utrudnia komunikację przez ten element, ponieważ po prostu nie jesteś przyzwyczajony do wywoływania emoji z poziomu nowe miejsce. W miejscu dawnego emoji pojawi się wtedy kula do przełączania klawiatur, a Ty będziesz miał do czynienia z wieloma niechcianymi przełącznikami, które aktywują np. autokorektę dla danego języka, co może bardzo solidnie zdeptać Twoje teksty. 

Oczywiście trzeba liczyć się także z autokorektą i szeptem bezpośrednio na zegarku. Dlatego teksty pisane po czesku często będą naprawdę stresujące, bo zegarek będzie próbował na siłę narzucić Ci swoje słowa, a Ty będziesz musiał stale poprawiać przepisywane frazy lub ignorować szeptane opcje. Gwarantuję Ci, że już niedługo przestanie to być zabawą. Poza tym klawiatura sama w sobie jest bardzo mała, więc pisania na niej nie można określić jako bardzo wygodnej. Z drugiej strony trzeba zaznaczyć, że nie miało to być nawet wygodne, bo szept czy autokorekta języka, w którym użytkownik pisał, powinny znacząco pomóc. Inaczej mówiąc, Apple nie spodziewał się, że teksty w zegarku napiszesz litera po literze, a raczej, że klikniesz w nie kilka liter, z których zegarek będzie szeptał Twoje słowa i w ten sposób ułatwił Ci komunikację. Gdyby język czeski działał w ten sposób, szczerze byłbym bardzo podekscytowany i nosiłbym już zegarek na nadgarstku. Jednak w obecnej formie obejście braku czeskiej klawiatury przez dodanie obcej nie ma dla mnie żadnego sensu i nie sądzę, żeby kiedykolwiek miało to sens w Czechach. Więc tak, klawiatura programowa Apple Watch jest z natury świetna, ale musisz być użytkownikiem Apple komunikującym się w obsługiwanym języku.

Apple Obserwować Series 7

Jednak nie wszystkie ulepszenia wyświetlaczy są w Czechach względnie niepotrzebne lub bezcenne. Przykładowo takie zwiększenie jasności w trybie Always-on podczas używania zegarka w pomieszczeniu to naprawdę miła zmiana i choć niekoniecznie jest to uderzająca różnica w porównaniu do starszych generacji, to po prostu miło, że zegarek znów nabrał kilka kroków do przodu i tak się stało z Alwaysem - jest bardziej użyteczny. Większa jasność w tym trybie oznacza lepszą czytelność tarcz, a co za tym idzie często także eliminację różnych obrotów nadgarstka w stronę oczu. Apple wykonało więc tutaj naprawdę dobrą robotę, chociaż szczerze sądzę, że niewiele osób to doceni, a szkoda.  

Wydajność, wytrzymałość i ładowanie

O ile pierwsze modele Apple Watcha były bardzo słabe pod względem wydajności, a co za tym idzie ogólnej zwinności, o tyle w ostatnich latach były naprawdę szybkie dzięki potężnym chipom z warsztatu Apple. I wygląda na to, że są na tyle szybkie, że producent nie chce już ich przyspieszać, skoro ostatnie trzy generacje Apple Watcha oferują ten sam chip, a co za tym idzie, tę samą prędkość. Na pierwszy rzut oka może się to wydawać dziwne, zaskakujące, a przede wszystkim negatywne. Przynajmniej takie miałem wrażenie, gdy dowiedziałem się o „starym” chipie w tegorocznym Watchu. Kiedy jednak Apple przyjrzy się bliżej tej „polityce chipowej”, zdaje sobie sprawę, że krytykowanie jej w tym miejscu jest zupełnie niepotrzebne. Jeśli od dłuższego czasu korzystacie z nowszego Apple Watcha, z pewnością zgodzicie się ze mną, gdy powiem, że na próżno szukalibyście po prostu luk w wydajności w postaci dłuższego ładowania się przy nich aplikacji czy rzeczy systemowych. Zegarek od lat działa z ekstremalnymi prędkościami i szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, jak wykorzystać dodatkową potencjalną moc, aby poprawić komfort użytkowania. Użycie starszego chipa w Series 7 z czasem przestało mi przeszkadzać, ponieważ ten krok po prostu nie ogranicza człowieka w absolutnie niczym i to jest najważniejsze w rezultacie. Jedyne, co mnie trochę irytuje, to wolniejszy czas uruchamiania, ale szczerze – ile razy w tygodniu, miesiącu czy roku wyłączamy całkowicie zegarek, tylko po to, by docenić jego szybsze uruchomienie. A „wpychanie” szybszego chipsetu do Watcha tylko po to, aby działał równie szybko pod każdym względem i uruchamiał się kilka sekund szybciej, wydaje mi się czystym bzdurą. 

Apple Obserwować Series 7

Chociaż muszę wspierać Apple we wdrażaniu chipa, który był testowany od lat, nie mogę zrobić tego samego w przypadku żywotności baterii. Wydaje mi się wręcz niewiarygodne, jak udaje mu się latami ignorować wezwania sprzedawców jabłek, aby zegarek wytrzymał przynajmniej trzy dni bez konieczności „kłucia” go w ładowarkę. Jasne, Apple’owi trudno byłoby dokonać w przypadku Watcha skoku pokoleniowego z jednego dnia na trzy, ale dziwne jest to, że nie dostajemy nawet małych przesunięć, jak to ma miejsce co roku w przypadku iPhone’ów. Dzięki Serii 7 uzyskasz taką samą żywotność baterii jak Seria 6, która była taka sama jak Seria 5 i bardzo podobna do Serii 4. A co jest największym paradoksem? Że ta wytrzymałość w moim przypadku to jeden dzień, czyli półtora dnia w przypadku mniejszego obciążenia, podczas gdy gdy korzystałem z Apple Watch Series 3 lata temu, radziłem sobie całkiem komfortowo przez dwa dni nawet przy większym obciążeniu. Jasne, zegarek ma dość brutalnie napompowany wyświetlacz, ma dodane Always-on, jest szybszy i oferuje mnóstwo innych funkcji, ale kurde, też przesunęliśmy się technologicznie o kilka lat do przodu, więc gdzie tu problem?

Po cichu liczyłem, że Apple zdążyło popracować nad zużyciem energii przez modem LTE, który naprawdę brutalnie drenował baterię w Series 6. Szczerze mówiąc, lepszych wyników tutaj też nie uzyskałem, więc trzeba jeszcze liczyć na to, że przy sporadycznym korzystaniu z LTE zegarek wytrzyma dobę, ale jeśli w ciągu dnia częściej korzystamy z danych mobilnych (np. używałbyś go do rozmów telefonicznych przez pół dnia i otrzymywania wiadomości), nawet nie dożyjesz tego pewnego dnia. 

Wydaje mi się, że w tym roku Apple próbuje choć częściowo usprawiedliwić swoją niemożność w postaci niskiego czasu pracy baterii, wspierając szybkie ładowanie, dzięki któremu jesteśmy w stanie realistycznie naładować zegarek od 0 do 80% w około 40 minut i następnie do pełnego naładowania w niecałą godzinę. Na papierze ten gadżet wygląda naprawdę ładnie, ale jak jest w rzeczywistości? Takie, że na początku będziesz cieszyć się szybkim ładowaniem zegarka, ale potem jakoś zorientujesz się, że tak naprawdę to i tak ci się nie przyda, bo zegarek zawsze ładujesz według swojego „rytuału ładowania” – czyli przez noc. Inaczej mówiąc, oznacza to, że tak naprawdę nie przejmujesz się tym, jak szybko ładujesz zegarek, ponieważ masz zarezerwowany na niego określony przedział czasu, kiedy go nie potrzebujesz i dlatego nie doceniasz szybszego ładowania. Oczywiście czasem zdarza się, że ktoś znajdzie się w sytuacji, gdy zapomni odłożyć Zegarek na ładowarkę i wtedy docenia szybkie ładowanie, ale trzeba obiektywnie stwierdzić, że w porównaniu z dłuższym czasem pracy na baterii jest to rzecz zupełnie nieporównywalna. 

Apple Obserwować Series 7

streszczenie

Ocena tegorocznej generacji Apple Watcha jest dla mnie szczerze niezwykle trudna – wszak tak samo, jak pisanie poprzednich linijek. Zegarek wnosi może jeszcze mniej ciekawych rzeczy niż ubiegłoroczna Series 6 w porównaniu do Series 5, co rozczarowuje. Denerwuje mnie, że nie zobaczyliśmy np. modernizacji czujników stanu zdrowia, która mogłaby być bardziej precyzyjna, jasności wyświetlacza czy podobnych rzeczy, które posunęłyby tegoroczną generację choćby o cal do przodu. Tak, Apple Watch Series 7 to świetny zegarek, który z przyjemnością nosi się na nadgarstku. Ale szczerze mówiąc, są praktycznie tak samo świetne jak Seria 6 czy Seria 5 i nie odbiegają zbytnio od Serii 4. Jeśli przechodzisz od starszych modeli (tj. od 0 do 3), skok będzie dla nich absolutnie brutalne, ale stałoby się tak również, gdyby teraz zdecydował się na serię 7 lub 6 zamiast serii 5. Ale jeśli chciałbyś zrezygnować z zegarka w ciągu ostatnich, powiedzmy trzech lat, to licz na to, że po założeniu Series 7 poczujesz się tak, jakbyś miał na sobie wciąż ten sam model, co do tej pory Naturalnie nie będziecie zachwyceni, chociaż produkt jako taki zasługuje moim zdaniem na entuzjastyczną reakcję. Tylko w tym roku uzasadnienie jego zakupu jest dla znacznie większej liczby użytkowników znacznie trudniejsze niż w latach poprzednich.

Nowy Apple Watch Series 7 można kupić na przykład tutaj

Apple Obserwować Series 7
.