Zamknij reklame

Ogłoszenie Apple Card wywołało spore zamieszanie podczas wiosennego Keynote. Mało kto jednak wie, że pomysł stworzenia karty kredytowej z logo nadgryzionego jabłka nie wyszedł z głowy Tima Cooka.

Były dyrektor kreatywny firmy z Cupertino, Ken Segall, na swoim blogu szerzej opisał pomysł, który poprzedził dzisiejsze Apple Card. Już w 2004 roku Steve Jobs flirtował z pomysłem posiadania własnej karty kredytowej, która byłaby powiązana z powstającym ekosystemem produktów i usług.

Jednak piętnaście lat temu zarośla, z których Apple czerpie dziś korzyści, jeszcze nie istniały. Nie było Apple News, TV+, Apple Music czy Arcade. Centralnym źródłem usług był iTunes. Jobs wpadł na po prostu genialny pomysł – za wydanie pieniędzy użytkownik otrzymuje darmową muzykę.

Podczas gdy iPod odnosił sukcesy za sukcesem, a iTunes był jego nieodłącznym partnerem, w centrali Apple’a już zastanawiano się, gdzie dalej przenieść to połączenie. Pomysł posiadania karty kredytowej pojawił się znikąd i wydawał się właściwym rozwiązaniem. Klient zbierał punkty iPoints (iBody) za zakupy kartą, które następnie mógł wymieniać na utwory muzyczne w iTunes.

Pomysł nie zrodził się tylko w głowach poszczególnych osób, ale powstały także realne koncepcje graficzne i hasła kampanii. Przedstawiają one prostą, elegancką czarną kartę kredytową z logo Apple i niezbędnymi informacjami identyfikacyjnymi. Za każdym razem na stronie znajduje się inne motto, które niesie ze sobą ukierunkowany przekaz. Do zakupów otrzymujesz darmową muzykę.

Kup balony, zdobądź Zeppelina. Kup bilet, złap pociąg. Kup szminkę, dostaniesz buziaka. Za tymi i wieloma innymi ukrytymi nazwami zespołów kryły się nazwy zespołów. Oczywiście hasła reklamowe wyróżniają się głównie w języku angielskim, a tłumaczenie wydaje się dość chwiejne.

Karta Apple miała swojego funkcjonalnego poprzednika

Możemy tylko spekulować, dlaczego cały pomysł nie został zrealizowany. Być może negocjacje pomiędzy Apple a MasterCard nie powiodły się, prawdopodobnie nie udało im się znaleźć pośrednika w postaci domu bankowego. Albo nie?

W USA wciąż są „świadkowie”, którzy wiedzą o karcie Apple ProCare Card. Dopasowanie do tej nowoczesnej karty kredytowej jest całkowicie przypadkowe. Ta prababcia została pierwotnie stworzona jako zachęta dla klientów do zakupu większej liczby produktów Apple.

Karta Apple ProCare

Za roczną opłatę wynoszącą 99 dolarów można było np. zamówić w Genius Barze darmowy transfer danych, kupić oprogramowanie z 10% rabatem (wówczas płacono za Apple Works, potem iWork i sam system operacyjny) lub dokonać priorytetowe spotkanie z technikiem Genius.

Czy to wydaje się trochę mało za tak wysoką opłatę? Efekt chyba został ominięty, bo profesjonaliści, do których skierowana była karta Apple Pro Card, większość operacji wykonali sami, a zakup oprogramowania z 10% rabatem w efekcie nie bardzo się opłacał. Pewnie dlatego ten poprzednik również miał świetne życie.

Natomiast najnowsza wersja Apple Card ma jasno określone cele i stoi za nią silni partnerzy. Dodatkowo Apple dolicza aż 3% zwrotu płatności, więc motywacja do zakupu z pewnością będzie silna w USA. Ale prawdopodobnie nie wydostanie się ze Stanów Zjednoczonych w najbliższym czasie. Chociaż możemy się zdziwić.

Źródło: KenSegall.com

.