Zamknij reklame

Mamy kolejny dzień, a wraz z nim naprawdę pikantne nowości, które będziemy stopniowo kupować i wygląda na to, że są soczyste jak nigdy dotąd. O ile pierwsza pozytywna wiadomość pod przewodnictwem Netfliksa, który zdobywa punkty serialem Queen’s Gambit, chyba nie jest zbyt zaskakująca, o tyle w przypadku Chin i Twittera nie bylibyśmy tego tacy pewni. To Chiny wysłały na Księżyc specjalną rakietę, która nie ma innego celu niż zebranie księżycowego pyłu, który następnie zostanie poddany analizie w laboratoriach. Nie mniej szokująca jest nowa funkcja Twittera, która automatycznie ostrzeże Cię, że dany tweet wprowadza w błąd lub jest fałszywy i w jakiś sposób rzuci Ci ten fakt przed oczy, nawet jeśli ocenisz dany post jedynie kciukiem w górę.

Netflix otrzymuje owację na stojąco za serial Queen's Gambi. I całkiem spory dochód

Jeśli jesteś aktywnym fanem Netflixa, na pewno nie przegapiłeś nowego, popularnego serialu Queen's Gambit, opowiadającego o utalentowanej sierocie, która znakomicie uczy się grać w szachy i zostaje mistrzynią świata. Choć historia ta brzmi dość niestandardowo, wisienką na torcie jest to, że bohaterką jest kobieta, a przede wszystkim cała historia rozgrywa się w latach 60. i 70. XX wieku. Jednak nie dajcie się zwieść, serial nie tylko gra na emocjach, ale oferuje wciągającą i wciągającą historię o trudnym losie. Tak czy inaczej, według dotychczasowych liczb, Netflix może świętować, ponieważ trafił w sedno. Queen's Gambit przekroczył próg 62 milionów wyświetleń i tym samym zbliżył się mniej więcej do poziomu pozytywnie ocenianego Irlandczyka i kontrowersyjnego serialu Król Tygrysów.

Z drugiej strony Netflix często skrywa swoje liczby i nie zawsze odpowiadają one rzeczywistości. W zeszłym roku firma przeszła na nowy miernik wskazujący liczbę widzów, a nowe zasady mówią, że jeśli dana osoba obejrzy serial lub film przez co najmniej dwie minuty, platforma automatycznie uzna to za pełne odtworzenie. W praktyce liczby te zachowują się podobnie jak np. YouTube, gdzie wystarczy otworzyć film i na bieżąco obserwować, jak wzrasta liczba wyświetleń. Mimo to jest to niezwykły wynik, który poważnie postawił na niepewność i możemy mieć tylko nadzieję, że Netflix odważy się podjąć podobne ryzyko w przyszłości. Tym razem opłaciło się to medialnemu gigantowi.

Chiny wysyłają na Księżyc własną rakietę Chang'e. Chce zebrać próbki pyłu księżycowego

Wyścig kosmiczny ostatnio nabrał naprawdę tempa i wydaje się, że SpaceX i NASA nie dominują już w tej branży. Coraz częściej na pierwszy plan wysuwają się inne zagraniczne organizacje i agencje, czy to europejska agencja kosmiczna ESA, czy chiński odpowiednik NASA. To wschodni rywal Stanów Zjednoczonych zdobył kilka kamieni milowych i poczynił postępy, o jakich inne kraje mogły tylko marzyć. Dzięki temu Chinom udało się wysłać na Księżyc rakietę Chang'e, która ma spełniać stosunkowo prostą i nieskomplikowaną misję. Wszystko, co musisz zrobić, to zebrać wystarczającą ilość pyłu księżycowego przed nowym rokiem, a następnie pomyślnie sprowadzić go z powrotem na Ziemię.

Nie będzie jednak chodziło tylko o próbki powierzchniowe, bo rakieta wyposażona jest także w specjalne moduły księżycowe, dzięki którym możliwe będzie wwiercenie się w powierzchnię i tym samym pozyskanie pyłu z większej głębokości. Warto też zaznaczyć, że sonda ma załadować aż 2 kilogramy pyłu, czyli najwięcej w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Oczywiście nie zabraknie też odpowiednich narzędzi technologicznych umożliwiających efektywną analizę próbek, ale i tak większość prac będzie odbywać się tu, na Ziemi. Z tego powodu Chiny postawiły sobie dość śmiały cel, jakim jest dostarczenie rakiety Chang'e do domu przed nowym rokiem, co w najlepszym przypadku ma wąskie okno czasowe. Możemy mieć tylko nadzieję, że ambitny plan się powiedzie. Przecież konkurencja SpaceX zamiast tego przyspieszy postęp technologiczny.

Twitter wymyślił unikalny sposób zapobiegania dezinformacji. Ostrzega Cię o wprowadzających w błąd tweetach

Wraz z wyborami w USA nasiliła się także walka z dezinformacją. Choć ten ważny okres już się zakończył, nie oznacza to z pewnością, że publikacja fałszywych wiadomości ustabilizowała się. W rzeczywistości jest odwrotnie, zwycięstwo Joe Bidena podsyciło konflikt między obiema stronami, które stopniowo ulegają radykalizacji. Również z tego powodu społeczeństwo i politycy odwołują się do technologicznych gigantów zaangażowanych w walkę z dezinformacją. A jednym z nich jest Twitter, który podjął całą walkę dość niekonwencjonalnie i wpadł na ciekawą koncepcję zapobiegania masowemu rozpowszechnianiu. Po prostu ostrzeż użytkownika o wprowadzającym w błąd tweecie, zwłaszcza jeśli wystawi on kciuk w górę.

Do tej pory, chociaż firma oznaczała tweety i posty jako wprowadzające w błąd lub fałszywe, nadal pojawiały się alarmistyczne doniesienia i dalsze rozpowszechnianie. Twórcy pospieszyli więc z rozwiązaniem, dzięki któremu udało się zmniejszyć wpływ tych komunikatów nawet o 29%. Wystarczyło ostrzec użytkowników bezpośrednio, nie tylko podczas udostępniania tweeta, ale także podczas jego polubienia. Dzięki temu użytkownicy są bardziej zmotywowani do poszukiwania większej ilości informacji, a przede wszystkim do zapoznania się z krótkim opisem, który znajduje się przy każdym zgłaszanym poście. Szereg potencjalnych celów propagandy i dezinformacji może zatem zapobiec rozprzestrzenianiu się i ewentualnie ostrzec innych o niewłaściwym charakterze wpisu. Można mieć tylko nadzieję, że walka będzie się nasilać, a hybrydowa wojna medialna w końcu zmusi użytkowników do weryfikowania swoich informacji.

.