Zamknij reklame

Co roku nowa seria iPhone'ów, co roku nowy Apple Watch, nowe iPady mniej więcej raz na półtora roku. Nowości firmy podobają nam się, jednak nie jesteśmy pewni, czy każda nowa generacja zasługuje na zwiększenie ich liczby. Apple kiedyś to robiło, może trochę lepiej. Ale marketing to potężna broń na wszystko. 

Kiedy mieliśmy tutaj iPhone'a 2G i 3G, czekaliśmy, jaką nazwę przyniesie iPhone trzeciej generacji. Apple zdecydowało się wtedy jedynie na oznaczenie S, chociaż nigdy oficjalnie nie dowiedzieliśmy się, co to właściwie oznacza (podobnie jak w przypadku iPhone'a XR, 3C miało być nawiązaniem do szerokiej palety kolorów). Generalnie stwierdzono, że S w nazwie oznacza Speed, czyli prędkość, bo zazwyczaj był to ten sam telefon na sterydach (nawet tutaj jednak S by się znalazło zastosowanie).

Tak Apple oznaczał swoje iPhone'y aż do generacji iPhone'a 6S, kiedy to przyszła generacja 7 i 8. iPhone'a 9 nie widzieliśmy, jego miejsce zajął iPhone 10 z oznaczeniem X, który rok później był ostatnim z Telefony Apple otrzymają oznaczenie S. Tutaj także Apple po raz pierwszy użyło pseudonimu Max. Począwszy od iPhone'a 11 mamy klasyczne oznaczenie numeryczne, które z każdym rokiem wzrasta. Ale wiemy, ile tak naprawdę wiadomości się z nimi wiąże. 

Weźmy pod uwagę, że mielibyśmy tutaj iPhone'a 13, z którego miałby powstać iPhone 13S. Miałoby to sens, bo iPhone 14 wniósł tak mało nowości, że naprawdę trudno go uznać za nową generację. Jednak w tym roku pełnoprawna generacja może pojawić się w postaci iPhone'a 14, podczas gdy iPhone 15 jest powszechnie chwalony za innowacje, które wniósł w porównaniu z ostatnimi latami. 

Ale co to oznaczałoby dla samego Apple? Gdyby to stało się regułą, można by się spodziewać, że modelom eSko poświęcono by mniej uwagi, bo nadal byłyby takie same, a jedynie nieznacznie ulepszone. Wielu czekało na „pełnoprawne” pokolenie, które nadejdzie dopiero rok później. Firma nie byłaby też w stanie wytrzymać „trzech lat” tak, jak ma to miejsce obecnie, ale musiałaby przyspieszyć rozwój do dwóch lat. W dodatku każde nowe oznaczenie prezentuje się światu lepiej niż to samo rozszerzone o jedną literę. Więc choć miałoby to sens, biorąc pod uwagę stosunkowo powolny rozwój iPhone'ów, to spowodowałoby więcej zmarszczek dla Apple niż korzyści.

A co z Apple Watchem? 

iPady mają szczęście, że Apple nie produkuje ich już co roku. Dzięki ich większej odległości od premiery nowej generacji nawet oznaczenie nowej generacji nie ma tak dużego znaczenia, choć zmian jest zwykle niewiele. Oznaczenie „prędkość” byłoby zatem wystarczające w przypadku modeli Pro. Ale jest jeszcze Apple Watch. 

To inteligentny zegarek Apple'a, który ostatnio przeżywa dużą stagnację, gdy firma nie ma jak go ulepszyć. Prawdą jest jednak, że i tutaj podobne oznaczenie dałoby się ładnie stopniować, gdy nową generacją byłaby ta ze zmodyfikowaną wielkością obudowy, teraz ta, która przyniosła naprawdę nowy chip (choć Apple musiałby przyznać, że to jedno i to samo w trzech pokoleniach, które właśnie przemianowano). Ale weźmy Apple Watch Ultra i jego drugą generację i jakie wieści faktycznie przyniósł.

Rzeczywiście, pod wieloma względami oznaczenie S miało kiedyś sens. Działałoby to i dziś, ale nie nadaje się do marketingu, bo Apple naturalnie musi co roku wprowadzać zupełnie nową generację, która lepiej nadaje się do marketingu i przyciągania klientów. Zawsze lepiej powiedzieć: „Mamy tutaj zupełnie nowego iPhone’a 15” – niż tylko: „Ulepszyliśmy iPhone'a 14”. 

Zobaczymy, co będzie w przyszłym roku. iPhone 16 także powinien otrzymać przydomek Ultra, a nie wiemy, czy zastąpi wersję Pro Max, czy też doda do portfolio piąty model. Nadzieja, że ​​zostaną tylko iPhone 5S, 15S Pro i 15 Ultra, jest wciąż żywa, niezależnie od tego, kiedy Apple wejdzie na rynek ze składanym iPhonem. 

.