Zamknij reklame

Jeden z najbardziej oczekiwanych filmów roku za kilka dni trafi do amerykańskich kin, między innymi dlatego, że mówi się już o nim jako o kandydacie do Oscarów. Film Steve Jobs budzi jednak nie tylko pozytywne emocje. Osoby bliskie Jobsowi prawdopodobnie wolełyby, aby coś podobnego nigdy się nie wydarzyło.

Wdowa po Steve'ie Jobsie, Laurene Powell Jobs, podobno próbowała nawet zablokować cały film. Choć lobbing ostatecznie jej się nie powiódł, jasne jest, że nie będzie fanką nie tylko nowego filmu, ale wszelkich podobnych prób portretowania czy uchwycenia życia jej zmarłego męża.

Portret, nie fotografia

Według producenta filmu Scotta Rudina Laurene powtarzała, jak bardzo nie podoba jej się książka Waltera Isaacsona i że z tego powodu żaden film na jej podstawie nie może być wierny. „Nie chciała rozmawiać z nami na temat scenariusza Aarona, mimo że błagałam ją kilka razy” – ujawnił dla The Wall Street Journal Rudin.

Głównym materiałem dla uznanego scenarzysty Aarona Sorkina była nowo autoryzowana biografia Steve’a Jobsa, napisana pod piórem Waltera Isaacsona. Film Steve Jobs jednak zdaniem twórców jest to znacznie bardziej impresjonistyczny portret niż fotografia. „Prawda niekoniecznie leży w faktach, leży w odczuciu” – mówi o filmie Danny Boyle, reżyser nagrodzonego Oscarem filmu. Milioner z ulicy.

Jednocześnie Aaron Sorkin długo nie wiedział, jak podejść do scenariusza. Oprócz książki Isaacsona rozmawiał także z kilkoma byłymi kolegami i przyjaciółmi Steve'a Jobsa, aby jak najlepiej uchwycić jego osobowość. Ostatecznie zdecydował, że na pewno nie zrobi filmu biograficznego.

[identyfikator YouTube=”3Vx4RgI9hhA” szerokość=”620″ wysokość=”360″]

Pięć milionów dla Woźniaka

Pomysł na wyjątkowy, składający się z trzech aktów scenariusz wpadł mu do głowy, gdy przeczytał o problemach, jakie miał Apple przy wprowadzaniu na rynek pierwszego komputera Macintosh, który w 1984 roku musiał przywitać się na scenie. Jego pomysł, aby cały film rozgrywał się w trzech scenach rozgrywanych w czasie rzeczywistym, z których każda rozgrywać się będzie za kulisami przed wprowadzeniem na rynek konkretnego produktu, został zaakceptowany niemal natychmiast, ku jego zaskoczeniu.

Oprócz trzech kluczowych produktów Sorkin „wziął pięć lub sześć konfliktów z życia Steve'a i kazał je rozegrać za kulisami, gdzie tak naprawdę nie miały miejsca”. Zatem sceneria może nie pasować, ale poza tym Sorkin czerpał z prawdziwych wydarzeń.

„Wszędzie to odbiega od rzeczywistości, praktycznie nic nie wydarzyło się tak, jak w filmie, ale ostatecznie nie ma to większego znaczenia. Celem filmu jest bawienie, inspirowanie i poruszanie widzów, a nie uchwycenie rzeczywistości.” On zadeklarował o filmie Andy Hertzfeld, członek oryginalnego zespołu Macintosh, który współpracował z Sorkinem nad scenariuszem, a w filmie gra go Seth Rogen. Według Hertzfelda to wspaniały film, który często, choć nie zawsze, dobrze oddaje niezwykłą osobowość i postawę Jobsa.

Współzałożyciel Apple, Steve Wozniak, również jest zadowolony z wydźwięku filmu. Pomógł także Sorkinowi. Jednak w przeciwieństwie do Hertzfelda, który zrobił to z szacunku dla pracy Sorkina, zapłacono mu 200 5 dolarów (prawie XNUMX milionów koron). „Chodzi o Jobsa i jego osobowość” – powiedział Woźniak, który m.in nie szczędził krytyki filmowi z Ashtonem Kutcherem. „Mam wrażenie, że to świetna robota” – dodał Woz, który zdaje sobie sprawę, że film nie ukazuje scen dokładnie tak, jak miały miejsce w rzeczywistości.

Silnik napędowy Fassbendera

Ostatecznie kluczem do całego projektu stał się także Michael Fassbender, który po odrzuceniu Leonardo DiCaprio czy Christiana Bale’a wcielił się w główną rolę i według pierwszych recenzentów sprawdza się w roli Steve’a Jobsa. Wiele osób już mówi o nim jako o gorącym kandydacie do Oscara. Ostatecznie reżyser Danny Boyle jest również niezwykle zadowolony z wyboru aktora.

„Kobiety uważają, że jest bardzo seksowny, ale ja tego w nim nie widziałam. To, co zobaczyłem u Michaela, oprócz tego, że był świetnym aktorem, to także jego obsesyjne oddanie swojemu rzemiosłu, co uczyniło go idealnym do roli Jobsa”. ujawnił dla The Daily Beast ceniony reżyser. „Mimo że nie wygląda dokładnie tak jak on, pod koniec filmu uwierzysz, że to on”.

Aaron Sorkin, nazywany inaczej kompletnym analfabetą technologicznym, który z tego powodu nie rozumie nawet niektórych zdań własnego scenariusza, oswaja jednak oczekiwania. To nie będzie tylko opowieść o genialnym wizjonerze, który zmienił świat. „Myślę, że ludzie oczekują, że będzie to jedna wielka oda do Steve’a Jobsa. To nieprawda.” dodal dla Przewodowa Sorkina.

Źródło: WSJ, Re / kod, Przewodowa, The Daily Beast
.