W tym roku zakończyliśmy już pierwszą konferencję firmy Apple, na której mogliśmy zobaczyć prezentację wielu nowych urządzeń, zarówno z linii produktów iPhone, jak i iPadów i komputerów Mac. Aktualnie z niecierpliwością czekamy na początek drugiej w tym roku konferencji, jaką jest konferencja deweloperska WWDC, która tradycyjnie odbywa się co roku w czerwcu. Na tegorocznej konferencji WWDC22 Apple zaprezentuje, podobnie jak w latach ubiegłych, nowe główne wersje swoich systemów operacyjnych, a mianowicie iOS i iPadOS 16, macOS 13, watchOS 9 i tvOS 16. Czy doczekamy się innych nowości, np. sprzętowych? to się dopiero okaże.
Moje jedyne życzenie
Prawie każdy hodowca jabłek ma życzenie, które ma nadzieję, że prędzej czy później się spełni. Dla niektórych użytkowników może to być konkretna funkcja, dla innych może to być konkretny produkt. Jak wspomniałem powyżej, wprowadzenie nowych systemów operacyjnych jest po prostu nieuniknione na WWDC22. I osobiście chciałbym tylko jednego - aby Apple naprawdę zaprezentował te systemy, ale jednocześnie ustalił datę ich publicznego wydania na koniec 2023, a nie 2022. A co do wersji dla deweloperów, niech wypuszczą je klasycznie w dniu prezentacji, jak ma w zwyczaju, niech wersję dla publiczności zachowa na dłużej dla siebie.
Zapytacie, z jakiego powodu moim zdaniem Apple powinien przesunąć wypuszczenie publicznych wersji nowych systemów operacyjnych o rok? Bo po prostu nie nadąża, nic więcej i nic mniej. Niestety, Apple tak zwany samookaleczony uraz kręgosłupa szyjnego, regularnie wypuszczając co roku nowe, główne wersje swoich systemów operacyjnych. Tak więc ludzie co roku mają ogromne oczekiwania, z tym, że ostatecznie są w większości rozczarowani, ponieważ nie ma zbyt wielu nowych funkcji i są to raczej stopniowe liftingi, które można by połączyć w jedną wersję systemu na przestrzeni ostatnich trzech lat lub tak. Nie będziemy kłamać, dla większości z nas, których całuje technologia, jest całkiem jasne, że nie da się wymyślić zupełnie nowego systemu z dziesiątkami lub setkami nowych funkcji w ciągu jednego roku. Niestety, wiele osób tak uważa. Aby to osiągnąć, Apple musiałoby zatrudniać roboty, a nie zwykłych ludzi. To, że jest to z dużą przewagą najcenniejsza firma na świecie, nic nie znaczy.
Nie tylko wszędzie jest wiele błędów, ale nowe funkcje pojawiają się dopiero po sześciu miesiącach
Dlaczego uważam, że Apple nie nadrabia zaległości? Można to podsumować z dwóch powodów. Pierwszym powodem są błędy, drugim powodem jest późne wydanie wprowadzonych funkcji. Jeśli chodzi o błędy, szczerze mówiąc, macOS po prostu nie jest już tym, czym był kiedyś. Przykro mi, że od kilku lat muszę borykać się z kilkoma błędami, na które narzeka wielu użytkowników i które są wielokrotnie zgłaszane - możesz zgłosić swój błąd tutaj. Mianowicie są to np. nie ładujące się strony w przeglądarce Safari, niedziałający i zacinający się AirDrop, niereagujący klawisz Escape, nadmierne wykorzystanie zasobów sprzętowych spowodowane przez natywne aplikacje, zawieszający się kursor na zewnętrznym monitorze, nieużywany FaceTime i wiele innych. Biorąc pod uwagę, że na co dzień najczęściej korzystam z macOS-u, logicznie rzecz biorąc, to właśnie tutaj obserwuję najwięcej błędów. Ale oczywiście można je też spotkać np. w iOS czy homeOS, z którym ostatnio walczę w naprawdę nierealny sposób, do tego stopnia, że czasami mam ochotę się po prostu poddać.
Czy nadal warto przyglądać się nowym funkcjom, które Apple wprowadzi, ale które ostatecznie udostępnią kilka miesięcy po udostępnieniu systemów publicznie? Wystarczy, że spojrzą na przykład na SharePlay lub, nie daj Boże, Universal Control. Jeśli chodzi o SharePlay, to na dodanie go do systemów musieliśmy poczekać kilka miesięcy, potem po około pół roku dotarł Universal Control, ale na razie jeszcze z tym, że ta funkcja ma nawet etykietę BETA, więc jeszcze nie jest 100%. Niedokończone i nieprzetestowane funkcje to prawdopodobnie najlepszy sposób na sprawdzenie, jak bardzo Apple nie nadąża. W idealnym przypadku na każde wydanie nowej głównej wersji swoich systemów potrzebowałby dodatkowych sześciu miesięcy, a najlepiej nawet roku, aby ukończyć i przetestować wszystko bez problemów. Warto wspomnieć, że ten rok z pewnością nie jest wyjątkiem, gdyż już w przeszłości często na różne nowe funkcje musieliśmy czekać kilka miesięcy.
Czy nie byłoby miło, gdyby Apple po prostu pozbył się corocznego wydawania nowych systemów operacyjnych, kontynuując tę samą liczbę przez następny rok, a następnie wypuszczając rozbudowane systemy, które byłyby całkowicie przetestowane i wolne od błędów, i to by było wszystko? funkcje, które zostaną zaprezentowane na WWDC? Żebyśmy nie musieli czekać na kilka kolejnych wersji, które naprawią błędy napotykane codziennie przez użytkowników, a wszystkie nowo wprowadzone funkcje były dostępne od razu, bez konieczności ponad półrocznego czekania i ciągłego oznaczania wersji BETA ? Osobiście z pewnością przyjąłbym to z radością i myślę, że początkowa „nienawiść” zawiedzionych użytkowników Apple’a po kilku latach zmieni się w entuzjazm, gdyż wszyscy jeszcze bardziej nie mogą się doczekać wprowadzenia nowych głównych wersji systemów operacyjnych Apple’a, a przede wszystkim korzystalibyśmy z debugowanych systemów we wszystkich funkcjach, którymi muszą się pozbyć. Niestety jasne jest, że czegoś takiego nie zobaczymy.
Redaktor nie tylko magazynu Jablíčkář zdaje sobie sprawę, że w stylu 19.11 to nie działa. uruchomimy nowy system i 20.11. wszyscy szybko pracują nad kolejnym systemem, żebyśmy mieli coś do pokazania za pół roku?
Zespół programistów pracuje już nad systemem, który zostanie wprowadzony w 2023 roku….
Gdyby tak było, prawdopodobnie nie powstałby o tym ten „artykuł”.
Tak, zespół deweloperski już od dłuższego czasu pracuje nad systemami, które zostaną wprowadzone w tym roku i w 2023 roku. Gdyby jednak deweloperzy nie musieli zajmować się tegoroczną premierą systemu i pominęli ją, mieliby więcej czasu. aby naprawić błędy, dodać nowe funkcje i uzupełnić system. O tym jest artykuł.
Absolutnie się zgadzam. To prezentacja rzeczy, które będą dostępne tuż przed kolejną wersją. Powinni wypuścić to, co sobie wyobrażają. I nie ma znaczenia kiedy. Ale przetestowane i funkcjonalne.
To super, Windows 10 jest teraz w stanie „takim sobie”, Windows 11 jest w stanie „beta”. Apple robi dokładnie to samo... Nie oznacza to jednak, że to pochwalam i że jest dobre. Po prostu tak jest.
Zdecydowanie się z tym zgadzam... Wolę gotowe, funkcjonalne rzeczy, które działają... ale muszę od siebie powiedzieć, że siedzę na Macu około 14 godzin dziennie i nie widzę zbyt wielu błędów. Mam najnowszą wersję, wszystko działa dobrze. Jedyną rzeczą, która nie działa niezawodnie na moim Macu, są buźki na pasku dotykowym – jeśli od czasu do czasu ponownie uruchomię komputer, działa to na jakiś czas… ale za kilka dni chcę napisać buźkę, Klikam zamiast emotikonów i pojawia się krzyżyk, co nic nie daje. po prostu kliknij w bok i inne rzeczy na pasku dotykowym idą, ale to po prostu idzie nie tak. W zasadzie nie używam emotikonów, więc pierdolić psa..
Cóż, mam zupełnie odmienne zdanie. Trendem w oprogramowaniu jest częstsze wydawanie małych zmian. Można to lepiej zaplanować i nie wiąże się z tym aż tak dużo błędów, choć indywidualnych niedoskonałości może być więcej. Apple idzie na kompromis, kiedy publikuje, nad czym pracuje, a gdy wiadomość jest gotowa, zostaje ona opublikowana. Kiedy coś jest już zrobione, lepiej wypuścić to jak najszybciej, zamiast czekać na jakąś magiczną datę, kiedy będzie już wszystko bez błędów. To nigdy nie działa w praktyce.