Zamknij reklame

Może to być marzenie marketera lub koszmar działu PR. Opinie są różne, ale jedno jest pewne Niedzielne bułeczki, który został stworzony przez firmę Apple po liście otwartym skierowanym do niego przez piosenkarkę Taylor Swiftzapewniła ogromny rozgłos swojej nowej usłudze strumieniowego przesyłania muzyki, Apple Music. Rozpocznie się dokładnie za tydzień.

Od przedstawiamy Apple Music na początku czerwca toczą się gorące dyskusje na temat tego, czy kalifornijska firma może odnieść sukces na rynku, na którym działają już uznane firmy, takie jak Spotify, Google Music, Pandora, Tidal czy Rdio, i pojawiają się różne argumenty. Tak naprawdę jednak nikt jeszcze tak naprawdę nie wie, kogo i w jaki sposób Apple Music może zaatakować.

Samo przemówienie WWDC, podczas którego wprowadzono nowy serwis muzyczny, wywołało spore kontrowersje. Choć na scenie pojawiło się kilka twarzy, a Apple Music stopniowo reprezentowali Jimmy Iovine, Trent Reznor, Drake i Eddy Cue, nie udało im się idealnie sprzedać nowego produktu.

[do action=”citation”]Czy Apple nadal ma taką władzę w branży muzycznej?[/do]

W zeszłym tygodniu dyskusja dotycząca Apple Music wreszcie skierowała się gdzie indziej. Zamiast usługi jako takiej zaczęto głośno dyskutować o tym, w jaki sposób artyści będą otrzymywać wynagrodzenie za odtwarzanie swoich utworów, a wszystko kończyło się na jednym punkcie – bezpłatnym, trzymiesięcznym okresie próbnym, podczas którego Apple pierwotnie zaplanowany nie płacić ani centa artystom.

Jednak w niedzielę Apple, zwykle nieugięty w podobnych sytuacjach, w ciągu kilku godzin zareagował, bardzo elastycznie odpowiadając na skargi społeczności muzycznej, na czele której stoi jedna z odnoszących największe sukcesy piosenkarek współczesnych, Taylor Swift. W liście otwartym do Apple napisała, że ​​nie podoba jej się fakt, że przez trzy miesiące, podczas których Apple Music będzie darmowe jako zachęta dla nowych klientów, artyści nie otrzymają wynagrodzenia za swoją pracę.

Taylor Swift jest znana jako działaczka przeciwko bezpłatnym (aczkolwiek wspieranym przez reklamy) usługom przesyłania strumieniowego. Jej zdaniem użytkownicy powinni płacić za każdy streaming tak samo, jak za tradycyjne zakupy muzyki, aby artyści mogli otrzymać nagrody, na jakie zasługują. I właśnie z tego powodu zdecydowała się w ramach protestu nie udostępniać w żadnym serwisie streamingowym przynajmniej swojej ostatniej płyty „1989”.

Tak jest w przypadku Tidala, z drugiej strony szwedzki Spotify Taylor Swift nie ma nic ze względu na swoją darmową wersję. Nawet Apple nie otrzymało jeszcze wyjątku od amerykańskiej gwiazdy popu, ale teraz wszyscy uważnie się jej przyglądają, czy w ostatnim tygodniu przed uruchomieniem usługi uda im się przeciągnąć na swoją stronę Taylor Swift. Byłby to sukces, na który nawet najnowsze dziwactwa, niezależnie od tego, czy uznamy je za pozytywny, czy negatywny PR, byłyby tego warte.

Apple zawsze, przynajmniej częściowo, opierał się na tytułach ekskluzywnych – jako jeden z przykładów wspomnijmy o dostępności „cyfrowych” Beatlesów w iTunes – a także w przypadku Apple Music zależało mu na przyciągnięciu wykonawców, których nie można znaleźć gdzie indziej. Choć nie jest jeszcze jasne, jakie będą nazwiska, najnowszy album Taylor Swift niewątpliwie będzie wizytówką Apple Music.

Dla Apple może to z łatwością oznaczać dziesiątki tysięcy klientów po prostu dlatego, że nie będą mogli odtworzyć albumu 1989 gdzie indziej (sprzedał się w ponad 4,5 miliona egzemplarzy i jest najlepiej sprzedającym się albumem w Stanach Zjednoczonych w zeszłym i tym roku). , a także potwierdziłoby siłę, jaką Apple nadal ma w świecie muzycznym. Niejedna firma z pewnością negocjowała z Taylor Swift kwestię przesyłania strumieniowego całego jej katalogu, ale teraz Apple doprowadziło tę grę do stanu, w którym może ona definitywnie złamać XNUMX-letnią piosenkarkę w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Choć Taylor Swift w swoim liście skrytykowała Apple, nie zapomniała dodać, że darzy kalifornijską firmę ogromnym szacunkiem i wierzy też, że Apple może być tym, który w końcu zrobi dobrze streaming z korzyścią dla wszystkich. Potem, gdy Eddy Cue błyskawicznie zareagował na jej prośby i wyszedł na spotkanie z piosenkarką częściej, niż ktokolwiek mógł się do tego momentu spodziewać, wszystko jest na dobrej drodze, aby obie strony się klepały.

Jednak tak się jeszcze nie stało. Album z 1989 r. w dalszym ciągu pozostaje wyłącznie „offline”, a kadrę kierowniczą Apple czekają gorączkowe negocjacje. Jeśli za tydzień triumfalnie ogłoszą, że Taylor Swift pojawi się w Apple Music, w tym na albumie 1989, będzie to ogromny sukces, a negatywny rozgłos, że Apple poświęca na leczenie kilka milionów swoich gigantycznych stosów pieniędzy, pójdzie w zapomnienie. Ale czy Apple nadal ma taką władzę w branży muzycznej? Czy Jimmy Iovine pomoże?

.