Zamknij reklame

Minął tydzień, odkąd Apple zorganizowało specjalne wydarzenie zatytułowane Peek Performance. A tydzień to wystarczający czas na wyrobienie sobie ocen na temat samego wydarzenia, aby nie były one zbyt pochopne, a jednocześnie odpowiednio dojrzały. Jaka była zatem pierwsza tegoroczna prezentacja Apple Keynote? Właściwie to jestem usatysfakcjonowany. To znaczy z jednym wyjątkiem. 

Całe nagranie wydarzenia trwa 58 minut i 46 sekund i można je obejrzeć na firmowym kanale YouTube. Ponieważ było to wydarzenie wcześniej nagrane, nie było miejsca na błędy i długie przestoje, które często są nieuniknione w przypadku wydarzeń na żywo. Z drugiej strony mógłby być jeszcze krótszy i stosunkowo mocniejszy. Start z Apple TV+ i listą nominacji produkcji firmy do Oscarów był bardzo nieudany, bo zupełnie nie komponował się z całą koncepcją wydarzenia.

Nowe iPhone'y 

Chyba tylko Apple potrafi zaprezentować stary telefon w taki sposób, aby wyglądał jak nowy. I to dwa, trzy razy. Nowe zielone kolory są ładne, nawet jeśli ten w iPhonie 13 wygląda może zbyt militarnie, a alpejska zieleń przypomina słodki miętowy cukierek. W każdym razie miło, że firma stawia na kolor, nawet w przypadku serii Pro. Tak, drukarka by wystarczyła, ale skoro mamy już zaplanowany Keynote...

iPhone SE 3. generacji to zdecydowane rozczarowanie. Naprawdę wierzyłem, że Apple nie chciałoby reinkarnować tak starego projektu, do którego praktycznie dałby po prostu aktualny chip. Ten ostatni wnosi do tej „nowości” jeszcze kilka usprawnień, ale miał to być iPhone XR, a nie iPhone 8, na którym bazuje 3. generacja modelu SE. Ale jeśli pieniądze są najważniejsze, to jasne. Na liniach produkcyjnych wystarczy wymienić paletę na frytki, a wszystko będzie przebiegać tak, jak przez 5 lat. Być może iPhone SE 3. generacji zaskoczy mnie, gdy będę go trzymać w dłoni. Może nie, a to potwierdzi wszystkie uprzedzenia, jakie obecnie mam na jego temat.

iPad Air 5. generacji 

Paradoksalnie najciekawszym produktem całego wydarzenia może okazać się iPad Air 5. generacji. Nawet on nie wnosi niczego rewolucyjnego, bo jego główna innowacja polega głównie na integracji mocniejszego chipa, a konkretnie chipa M1, który mają też np. iPady Pro. Ale jego zaletą jest to, że ma małą konkurencję i stosunkowo duży potencjał.

Jeśli spojrzymy bezpośrednio na Samsunga i jego linię Galaxy Tab S8, znajdziemy model 11-calowy w cenie 19 490 CZK. Choć ma 128 GB pamięci i w jego opakowaniu znajdziemy także rysik S Pen, nowy iPad Air z 10,9-calowym wyświetlaczem będzie kosztować 16 490 CZK i swoją wydajnością z łatwością przewyższa rozwiązania Samsunga. Potencjał rynkowy tutaj jest zatem dość duży. To, że ma tylko jeden aparat główny, to drobnostka, ultraszerokokątny 6 MPx w Galaxy Tab S8 nie jest wiele wart.

Studio w studiu 

Posiadam Maca mini (więc mam blisko do pulpitu Apple), klawiaturę Magic Keyboard i Magic Trackpad, jedynie zewnętrzny wyświetlacz to Philips. Obstawiam, że wraz z wprowadzeniem na rynek 24-calowego iMaca Apple zaoferuje także zewnętrzny wyświetlacz bazujący na jego konstrukcji, tylko za znacznie niższą cenę. Ale Apple musiał wcisnąć chip z iPhone'a i inną „bezużyteczną” technologię do swojego Studio Display, aby warto było kupić iMaca zamiast Studio Display. Zdecydowanie się nie zawiodłem, bo rozwiązanie jest świetne i potężne, po prostu zupełnie niepotrzebne dla moich celów.

Dotyczy to również pulpitu Mac Studio. Choć dowiedzieliśmy się na jego temat sporo informacji jeszcze przed oficjalną prezentacją, faktem jest, że Apple wciąż potrafi zaskakiwać i wciąż potrafi wprowadzać innowacje. Zamiast po prostu wcisnąć chipy M1 Pro i M1 Max do Maca mini, całkowicie go przeprojektował, dodał chip M1 Ultra i właściwie zapoczątkował nową linię produktów. Czy Mac Studio odniesie sukces sprzedażowy? Trudno powiedzieć, ale Apple zdecydowanie zyskuje za to plusy i ciekawie będzie zobaczyć, dokąd zajdzie to z kolejnymi generacjami.

.